Czytam w metrze Kochałem ją Anny Gavaldy. Ekranizację tej bestsellerowej powieści zamierzam dopiero obejrzeć. Dziś cytat ze strony 39 ;)
„Podobnie jest ze „zluzowaniem”. Wspaniałe określenie. Kto je wymyślił?
Zluzowane cumy.
Zluzować swoją kobietę.
Wypłynąć na pełne morze, rozwinąć skrzydła jak albatros i pieprzyć się pod inną szerokością geograficzną.
Nie, naprawdę, lepiej tego nie można wyrazić…
Robię się zła, to dobry znak. Jeszcze parę tygodni, a naprawdę stanę się jędzowata.
Nic bardziej zwodniczego, jak pewność, że jest się mocno przycumowanym. Uwaga, to pułapka! Bierze się kredyty, podejmuje decyzje, zobowiązania, a potem także pewne ryzykowne przedsięwzięcia. Kupuje się domy, urządza różowe pokoje dla nowo narodzonych dzieci, a wszystkie noce spędza się w uścisku drugiej osoby. Zachwyca nas to… No, jak to się mówi? Aha, wzajemne porozumienie. No właśnie, tak się mówi, kiedy jest się szczęśliwym. I potem, kiedy jest się trochę mniej…
(…)
Ale z nas głupcy. Na tyle naiwni, by wierzyć, że panujemy nad biegiem naszego życia.
A życie nam umyka, ale to nieważne… W końcu ono nie ma wiekszego znaczenia…
Ideałem byłoby wiedzieć o tym wcześniej.
„Wcześniej”, to znaczy kiedy?
Wcześniej.
Na przykład przed pomalowaniem pokoi na różowo.”
Zgorzkniała bohaterka czy jest w tym trochę prawdy?
Skoro nie być przycumowanym, to jakim? Nie mieć kredytu? Nie mieć mieszkania? Nie mieć dzieci?
Nie mieć niczego?