PORADY ZWIĄZKOWE - POMOC PSYCHOLOGICZNA - ARTYKUŁY I FELIETONY NIE TYLKO O RELACJACH

Scena jest Twoja

Mamy mnóstwo książek przedstawiających techniki autoprezentacji na każdą okazję i sposoby radzenia sobie ze stresem. Jest też wiele materiałów wideo na ten temat. I pewnie niejednej osobie one pomagają, chociaż najczęściej zachęcają po prostu do stosowania technik, odpowiedniej gestykulacji, podgrywania, robienia pozy. Wyjść, wygłosić fascynujące przemówienie, poruszyć słuchaczy, zrobić wrażenie – podobno można się tego nauczyć. Jednak sama wiem, że aby to miało sens potrzebna jest baza. W każdym razie ja potrzebuję jej na pewno ;)

sposób na tremę

Lubię wracać pamięcią do jednego z pierwszych nagrań na żywo.
Im dłuższa rozmowa, tym przyjemniej. I gdzie się podział mój stres?

Najbardziej paraliżuje moment wyjścia „na scenę”

Rozpoczęcie przemówienia, prezentacji, wygłoszenie swojej kwestii, zabranie głosu, pierwsza minuta na wizji. Ogarniając ten moment, dalej można już poradzić sobie całkiem dobrze.

Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy ;)
– z „Rejsu” Marka Piwowarskiego

Podobno Churchill podczas jednego ze swoich pierwszych wystąpień zemdlał. Z przejęcia, z tremy, ze stresu. Mimo że miał tak złe doświadczenia na początku, nauczył się wygłaszać przemówienia, a dziś jest jednym z częściej cytowanych mówców.

Kuba Wojewódzki drży cały podczas nagrania każdego programu chyba już od jedenastu lat. A niektórzy podobno boją się wystąpień publicznych bardziej niż śmierci. Ręka do góry, kto woli umrzeć, niż narazić się na stres, tremę albo spalenie ze wstydu ;)

Ludzie z potencjałem

Już nie raz przekonałam się, że otaczają mnie niezwykłe osoby, które mają niezliczone talenty, robią wspaniałe rzeczy, tworzą niesamowite treści, posiadają specyficzny odkrywczy sposób patrzenia na różne sprawy, ale wszystko to trzymają w sobie albo w szufladzie. Nie dlatego, że tak wybrali, ale dlatego, że inaczej nie potrafią. I chociaż chcą, to nie zmienią tego na żadnym kursie, warsztatecie, szkoleniu. To jest dużo głębsze.

Ale da się. „Lekkie przypadki” zmieniają doświadczenia i samo życie, trudniejsze – terapia plus życie. Czasem pomaga konieczność czy nawet przymus, czasem motywuje czysta kalkulacja albo marzenia, bo chodzi o cenę, którą jednak warto zapłacić, biorąc pod uwagę, co ze sobą niesie w dalszej perspektywie, a czasem małe kroczki pod kontrolą, czyli powolne przyzwyczajanie się. Jak z nauką pływania.

A jak to było ze mną?

Autoprezentacja i zarządzanie stresem. Kiedyś na własnych studiach opuściłam podobne zajęcia, bo wiedziałam, że będzie trzeba na oczach wszystkich wypowiadać się przed kamerą. Paraliżowało mnie to. Nie chciałam wystawiać się na taki stres. W gronie znajomych byłam duszą towarzystwa, ale na zajęciach wolałam być obserwatorem.

Od tamtej pory mój świat nie wywrócił się do góry nogami i nie zmieniłam diametralnie swojego podejścia. Nie stałam się ekshibicjonistyczną bestią ani kolorowym ptakiem mediów. Tego nie ma w mojej naturze. Nie mam też parcia na szkło, nie ciągnie mnie jakoś specjalnie „na scenę”, ale kiedy już na niej stoję – podoba mi się tu. I mówią nawet, że się nadaję.

Mój prywatny sposób przyniosło samo życie

Odbiega on trochę od standardowych strategii, o których można wyczytać w podręcznikach. Jasne, że ważne jest przygotowanie, aby wiedzieć o czym, jak i do kogo mówię, ale to nie wystarcza. Potrzebny jest „kopniak na szczęście”. Raz dał mi takiego przez telefon dobry znajomy. Od tej pory sama sobie czasem „przemawiam do rozumu” ;).

Wielkościowe myśli z humorem

Zaczęło się od tego, że na drugim czy trzecim roku studiów musiałam wygłosić po angielsku referat na temat schizofrenii. Bardzo się stresowałam. Wspomniany przyjaciel doradził mi wtedy – mów do nich jakbyś była prezydentem! ;) Niby powiedział to z humorem, ale też z jakąś dziwną powagą w głosie, tak że go posłuchałam… i powiem Wam, że zadziałało. Czasem uaktywnienie takich wielkościowych myśli pozytywnie wpływa na mój stres – z jednej strony jest to zabawne, z drugiej ambitne.

Ciągle pamiętam o byciu prezydentem czy raczej panią prezydent, ale też co jakiś czas tworzę w myślach nowe powiedzonka na nowe okoliczności. Paradoksalnie nie uspokaja mnie obniżanie poprzeczki (tłumaczenie sobie, że niewiele osób to usłyszy, zobaczy; że to tylko 10 minut na wizji; że każdy wyjdzie i zapomni), ale podnoszenie jej.

Nie stresuj się, naprawdę nie stresuj… Idź do tv jakbyś był/a jej prezesem. Wyjdź na scenę jakby za chwilę mieli Ci wręczyć Oscara. Czuj się swobodnie, jakbyś hasał/a na bosaka razem z Joss Stone. Idź na rozmowę o pracę, idź zdaj maturę, idź zalicz sesję, idź obroń się albo nie obroń. Idź, zrób to i wracaj do siebie. Chyba, że wolisz umrzeć ;)

 


Podoba Ci się ten wpis?

Udostępnij go znajomym. A jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach, zapisz się do NEWSLETTERA.

 


Zenbox.pl