PORADY ZWIĄZKOWE - POMOC PSYCHOLOGICZNA - ARTYKUŁY I FELIETONY NIE TYLKO O RELACJACH

Kobieta mówi „nie”, aby wystawić mężczyznę na próbę

Jak rozumieć kobiece słowa i intencje? Podobno „nie” z jej ust znaczy „tak”. Powiedziałabym, że czasem oznacza nawet podwójne „tak”. Dotyczy to jednak tylko niektórych kobiet…

Kobieta mówi nie

©Krzysztof Zaleski

„Nie przyjeżdżaj, nie przynoś, nie, już nie chcę, za późno”.

Wszystko na odwrót. Bo wszystko… na próbę.

Słowa te podszyte są szantażem emocjonalnym, który ma wzbudzić w partnerze poczucie winy, czasem nawet straty i spowodować, że ulegnie jej prośbom, propozycjom, naleganiom, a przede wszystkim po raz kolejny udowodni, że jest dla niego ważną kobietą. Najważniejszą. Bo przecież ona sama tego nie wie. Stale w to wątpi. Wewnątrz siebie niedowierza. I sprawdza.

 

Ostatnio w sieci krążył zabawny dialog esemesowy, przebiegający między kobietą i mężczyzną. Albo jest on przejaskrawiony, albo dotyczy osób o „trudnej osobowości”, ale na pewno wychodzi poza naturę damsko-męskich różnic w odbiorze rzeczywistości. Ale to właśnie przejaskrawienie, pozwala nam lepiej zrozumieć, o co chodzi.

rozmowa

Wynika z tego, że kobieta zaprzecza samej sobie. Nie dziwnego, że jej zachowanie może doprowadzić niejednego mężczyznę do obłędu. 

Myślenie kobiety „testującej”

Jeśli przybiegnie, kiedy tylko go wezwę, to kocha… Jeśli porzuci dla mnie znajomych i zjawi się przed drzwiami, to zależy mu na mnie. Może niekoniecznie chcę, żeby to zrobił, ale potrzebuję przekonać się, czy byłby do tego zdolny. Bo ten, kto naprawdę, ale to naprawdę żywi względem drugiej osoby głębsze uczucia, gotowy skoczyć dla niej w ogień, a już na pewno jest dyspozycyjny o każdej porze dnia i nocy. A kiedy wzbudzi się w nim zazdrość albo postraszy odejściem, na pewno przybiegnie. Po prostu wszystko zrobi dla swojej ukochanej.

 

Niektóre kobiety uważają, że po tym właśnie poznaje się „prawdziwą miłość”. A przede wszystkim w ten sposób można zmierzyć zaangażowanie partnera, które przecież stale zmienia się, dlatego też uznają, że trzeba je bez przerwy kontrolować.

Tak po prostu. Żeby się trochę wewnętrznie uspokoić. Tylko, że… kto wytrzyma emocjonalne szantaże. Zwykle niewiele ma to wspólnego ze spokojem, prędzej z budowaniem spięć, sporów i tworzeniem niezdrowej atmosfery. Tym bardziej, jeśli w głowie owej kobiety pojawi się wątpliwość – może jednak nie zależy mu – wtedy robi wszystko, żeby wzbudzić w nim poczucie winy.

Potem mężczyzna mówi – „Nie dawała mi wolności. Nie mogłem dłużej tego wytrzymać. Czego nie zrobiłem, było źle. Ona chyba ma ze sobą problem”.

Znowu piszę o kobiecie. I smutno mi trochę, że o kobiecie, ale muszę przyznać, że przytaczane przeze mnie sytuacje dotyczą częściej pań. Mężczyznom też zdarzają się wewnętrzne uwikłania, ale chyba jednak rzadziej.

Straszy odejściem, grozi rozstaniem

Kolejna sytuacja, gdzie „nie” znaczy „tak”, dotyczy decyzji o rozstaniu. Rzadko kobieta odchodzi, ponieważ chce. Ponieważ decyduje się na to, ponieważ myślami i uczuciami jest już gdzieś indziej. Bywa oczywiście i tak, ale naprawdę nieczęsto.

Zazwyczaj odchodzi, czy też grozi rozstaniem, ponieważ potrzebuje, aby on przybiegł i powiedział – chcę z Tobą być, będę walczył o nas! Kobieta prowokuje „na próbę”. A co najdziwniejsze, kiedy ze strony mężczyzny nie ma spodziewanego odzewu, wraca w jego ramiona. Oczywiście cały czas piszę o pewnym typie kobiety, bez generalizowania.

Skąd to się bierze? Czy są gdzieś jeszcze „normalne dziewczyny”?

Mówi się, że taka już jest natura kobiet. W ten sposób usprawiedliwiamy ich zachowanie i zwalamy wszystko na różnice w budowie mózgu, zdeterminowane ewolucją poszczególnych jego obszarów – jak wiadomo mężczyzna chodził na polowanie i zajmował się konkretami, czyli głównie uciekającą zwierzyną, a kobieta siedziała w jaskini bawiąc dzieci, pichcąc i rozmyślając czy jeszcze ją kocha ;)

No niezupłenie. To nie ewolucja ani prehistoryczna budowa mózgu, choć oczywiście najłatwiej zrzucić wszystko na coś, do czego nie mamy obecnie większego dostępu lub na co nie mieliśmy wpływu i w związku z czym trzeba przyznać, że nic się z tym zrobić nie da.

Tymczasem to po prostu osobowość, którą ukształtowało nam dotychczasowe życie. Dobre i złe bodźce. Doświadczenia, przyzwyczajenia, wychowanie, wypracowane „sposoby radzenia sobie”.

Widocznie szantaż emocjonalny stosowany przez esemesującą wyżej bohaterkę kiedyś w jej życiu działał, sprawdzał się. Być może ktoś pozwalał sobą w ten sposób manipulować. A może ktoś inny stosował szantaż emocjonalny względem niej, dlatego tak dobrze go poznała, uwewnętrzniła i prawdopodobnie nawet nie zna zbyt wielu innych sposobów komunikowania się i osiągania swoich celów w relacjach z bliskimi.

Ona nie robi tego dla zabawy albo z nudów. Ona szuka zapewnienia, potwierdzenia, ukojenia lęku przed odrzuceniem, niekochaniem. Szuka uwagi.

Czy możemy ją za to winić? I tak, i nie. Po fakcie źle się z tym czuje, głupio jej, że rozpętała taką akcję właściwie bez powodu. Przeprasza, mówi, że to więcej się nie powtórzy. Zresztą esemesowy dialog kończy przecież słowami: „Obraziłeś się? Misiu… Przepraszam”. Myślę sobie, że jest w tym wszystkim naprawdę biedna. To musi być niezwykle męczące, żyć w ciągłym niedowierzaniu. W niepewności. Z wewnętrznym przymusem trzymania ręki na pulsie, w permanentnym stanie czujności. Ostatecznie żałuje, ale i tak w chwili słabości, w przypływie niepewności nie będzie potrafiła w sobie tego opanować i historia się powtórzy.

Niedojrzałe, uśpione obszary osobowości

Nikt z nas nie przeszedł swojego rozwoju idealnie, książkowo, więc każdy ma jakieś słabe strony, jakby niedojrzałe fragmenty psychiki. Co pewien czas dochodzą one do głosu, a wtedy zwykle robimy coś, czego potem żałujemy. Te uśpione w nas obszary ujawniają się, podobnie jak wirus w organizmie, w sytuacjach „obniżenia odporności”, głównie odporności psychicznej, w chwilach osłabienia, w trudniejszych momentach, w silnych emocjach.

Wracając do kobiety „testującej”. Najczęściej chodzi tu o brak poczucia bezpieczeństwa. Albo mężczyzna jej takiego nie daje albo ona go w sobie po prostu nie ma – jest na tyle niepewna siebie, że jego zapewnienia i tak na niewiele się zdadzą, może tylko na chwilę pomogą, może na chwilę uciszą jej „płaczące” wnętrze.

Zalękniona musi dalej testować. Musi, czyli wewnętrznie potrzebuje. Szuka więc sposobów udowodnienia sobie, że jemu jeszcze zależy i wydaje jej się, że w ten sposób sprawuje nad jego uczuciami kontrolę.

Kiedy mężczyzna nie poddaje się jej emocjonalnym huśtawkom, zostaje „ukarany” groźbą odsunięcia, porzucenia, albo nawet faktycznym oddaleniem się. Obrażona kobieta z jednej strony buduje w nim poczucie winy („ja tu sama w domu, a ty włóczysz się z kolegami”), a z drugiej tworzy iluzję „straconej szansy” („teraz to dziękuję, już za późno”), aby ukochany ze zdwojoną siłą pragnął z nią być. Kolejny raz „nie” znaczy podwójne „tak”, bo oczywiście to tylko emocjonalna gra, czy też bardziej dobitnie – szczegónego rodzaju szantaż. Niby świadomy, niby każde walczy o swoje zdanie, ale ostatecznie bolesny dla obojga i zwyczajnie niepotrzebny.

No ale cóż, jeśli inaczej się nie potrafi.

Co w tej sytuacji może zrobić mężczyzna?

Może ulec

Porzucić wszystko i przybiec natychmiast. Wtedy ona będzie szczęśliwa, powie mu, że jest najlepszym mężczyzną, jakiego spotkała i pewnie czeka go wiele nagród jeszcze tego wieczoru, ale w ten sposób uczy swoją kobietę, że jej zachowanie jest w porządku, a przecież nie jest. Naprawdę nie jest. Ona zostaje niewolnikiem samej siebie, a on od tej pory jej.

Może stawiać granice

Zwyczajnie nie ulegać, nazywając sprawy po imieniu:

Kochanie, to jest szantaż emocjonalny. Tak się nie robi. Nie wystawia się bliskich osób, na na takie próby, nie wciąga w takie dziecinady. Ustalamy, kiedy wrócę i wtedy wracam. Nie możesz testować mnie, czy gdybyś zechciała, przybiegnę za pięć minut. A nawet, gdybyś chciała, a ja wtedy nie przyjadę, to też nie znaczy, że mi na Tobie nie zależy. Po prostu ustaliliśmy inaczej. Dzisiaj tłumaczę Ci to na spokojnie, ale wiecznie do tematu nie zamierzam wracać. Kocham Cię i kropka. Nie wymagaj ode mnie następnym razem wchodzenia w żadne gierki i udowadniania czegoś, co przed chwilą Ci powiedziałem.

Jeżeli kobieta ma z tym problem, to pewnie nie będzie jej „ostatni raz”. Tylko w niewielkim stopniu zachowanie to jest zależne od jej woli, od postanowienia. Mimo szczerych starań, wewnętrzne tamy co jakiś czas puszczają. Jeśli naprawdę nie daje sobie z tym rady, pozostaje jej terapia. W dłuższej perspektywie prowadzi ona do zmian, a na bieżąco pozwala uniknąć podobnych scen i zatrzymać stopniowe wyniszczanie relacji. Bliskim osobom z otoczenia pozostaje w tych szczególnych sytuacjach postępować z nią jak z emocjonalnym wampirem, czyli trochę jak z dzieckiem. Kochać, ale stawiać granice.

Marzena Lipka

 


Podoba Ci się ten wpis?

Udostępnij go znajomym. A jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach, zapisz się do NEWSLETTERA.

 


Zenbox.pl