Przeczytaj, żeby uniknąć.
Pewnego dnia, dawno temu, poszedłem do piekarni z moją córeczką. Rzadko się zdarzało, żebym chodził do piekarni z córeczką. Równie rzadko trzymałem ją za rączkę, a jeszcze rzadziej zdarzało się, żebym był z nią sam. To musiała być niedziela rano, bo w piekarni było dużo ludzi – kupowali tartę z truskawkami i bezy z kremem. Wychodząc, moja córeczka poprosiła, żebym jej dał piętkę z bagietki. Odmówiłem. Nie, powiedziałem, dostaniesz przy stole. Wróciliśmy i wszyscy razem zasiedliśmy do drugiego śniadania. Miła rodzinka. Ja kroiłem bułkę. Zależało mi na tym. Chciałem wywiązać się z obietnicy. Ale kiedy podałem piętkę córeczce, ona oddała ją bratu.
– Przecież powiedziałaś, że chcesz…
– Chciałam wcześniej – odpowiedziała, rozwijając swoją serwetkę.
– Ale przecież to tak samo smakuje – nalegałem – tak samo…
Odwróciła głowę.
– Nie, dziękuję.– Idę spać, zostawiam cię w ciemności, skoro tak wolisz, ale zanim zgaszę światło, chcę zadać pytanie. Nie kieruję go do ciebie, ani do siebie, kieruję je do tych ścian:
– Czy ta uparta dziewczynka nie wolałaby mieć trochę szczęśliwszego tatusia?(Anna Gavalda – Kochałem ją)
Poza tym pewne wydarzenia mają swój czas „tu i teraz”. Odsunięte na chwilę tracą potencjał i daną im szansę. Czasem bez powodu, tak jakby układ gwiazd na niebie się zmienił czy coś równie nieistotnego.
Tak naprawdę nie chodzi tu o ojca (chyba, że o konsekwencje posiadania takiego, a nie innego ojca), bardziej o naturę bycia kobietą.