Unikanie, lęk, napięcie, niepokój, poczucie małej atrakcyjności, niechęć do wiązania się z innymi ludźmi, z wyjątkiem niektórych lubianych osób… Jeśli ktoś z nas zastanawia się, jak to jest chcieć bliskości i bać się jej, szukać związku, potrzebować relacji, a jednocześnie spodziewać się kłopotów, nie mieć ufności, oczekiwać, że wszystko się skończy, że się zostanie odrzuconym, to jedna z moich klientek pomoże nam to zrozumieć.

W emocjach, w złości i w bezsilności zarazem wyraziła to dosyć dosadnie:
To tak, jakby ktoś mi kazał przespać się na jakiejś kładce między wieżowcami. Już wolę spaść!
Naprawdę wymowne.
Taki rodzaj napięcia. Taka niepewność. Taki lęk.
Oka bym nie zmrużyła. Też bym wolała spaść.
Tylko że ani we mnie, ani pewnie w większości z nas wchodzenie w nową relację i trwanie w niej nie wywołuje stanu tak dużego niepokoju.
Jednak trafia do mnie ta metafora. Rozumiem to uczucie. Ten stan.
Umiem sobie to wyobrazić.
A niektórzy latami żyją na kładce. I na tej wąskiej kładce między wieżowcami próbują budować relacje, zadowolenie z życia, szczęście. Nadludzki wysiłek.
Jeśli obserwator stojący z boku dziwi się, dlaczego ta osoba (osoba unikająca, lękowa, lękliwa) nie zbudowała sobie upragnionego szczęścia, to może sam spróbować – spróbować zasnąć na kładce między wieżowcami. (Delikatnie zwracam na to uwagę, abyśmy za szybko nie oceniali ludzi lub powstrzymywali się przed raniącymi komentarzami. Naprawdę nie musi wiązać się to z ich niezaradnością, kapryśnością czy zbyt wysokimi wymaganiami. Przyczyny bywają zupełnie inne).
Nie wszyscy startujemy z tej samej pozycji, z tej samej bazy. Nie każdy ma te same „warunki” do budowania swojego życia. Niektórzy zostają wyposażeni w wąską kładkę między wieżowcami. I zanim zacznie „układać im się życie”, inwestują ogrom energii, wkładają duży wysiłek, aby zejść na ziemię i zacząć z innej, łatwiejszej perspektywy – z perspektywy wszystkich tych, którzy meli w życiu więcej szczęścia, i których nikt nie wystrzelił na ową kładkę między wieżowcami.
Kiedy człowiek (obserwator) zrozumie, przestaje oceniać. Przestaje się dziwić. Nawet przestaje pytać.
Osobowość unikająca. Na czym polega unikanie?
To tak, jakby ktoś mi kazał przespać się na jakiejś kładce między wieżowcami. Już wolę spaść!
Co znaczy spaść, co znaczy woleć spaść? Spaść dla osoby unikającej znaczy uciec, zakończyć, wycofać się, dać sobie ulgę. Tylko że jeśli wycofa się, znowu nie zrealizuje swoich potrzeb, znowu zaprzepaści szansę na bliskość, na dobrą relację. A jeśli nie wycofa się (na przykład z rozpoczynającej się znajomości)? Wtedy i tak będzie się bała. To, co będzie się wokół niej działo, najczęściej przyjmie nie jako informację, ale jako zagrożenie. Ogromne, nieprzyjemne zagrożenie. Już woli spaść.
A jeśli zacznie się dobrze układać? Jeśli nie ma zagrożenia odejścia bliskiej osoby? Może pojawić się inne zagrożenie – ukochany „wejdzie mi na głowę”, będę musiała martwić się o niego, jego problemy będą moimi problemami, będę musiała być tą silną (tak jak kiedyś musiałam być tą silną, która musi troszczyć się o siebie i o dorosłych, mimo że jest dzieckiem). Już woli spaść.
Na czym polega terapia osoby unikającej?
Sprowadza się ona do kilku głównych celów:
- Nabycie ufności do siebie i innych
- Poprawa własnego obrazu siebie (nie rozpamiętywać bezwartościowości)
- Dostrzeganie w komunikatach informacji, a nie krytyki czy zagrożenia
- Przerywanie powstawania lęku
Oczywiście każdy z wymienionych punktów stanowi osobne duże pole do pracy – sama wiedza to za mało.
To trzeba wspólnie przeżyć. A ratunkiem (wielką szansą) dla osoby unikającej jest między innymi odczuwana przez nią potrzeba bliskości. Jednak. Jednak potrzeba bliskości. Boję się, ale potrzebuję.
To jest ten zasób, ten punkt wyjścia, pierwszy schodek, jej pierwszy krok na drodze schodzenia z chwiejnej kładki. Mimo że ciągle drży, ciągle wycofuje się, to jednak wie, że ostatecznie potrzebuje bliskości. Chce jej.
Z jednej strony niemożność życia w lęku (na kładce), a z drugiej dostrzeganie nieskuteczności podejmowanej stale formy „radzenia sobie” w postaci ucieczki, wycofywania się, rezygnacji („już wolę spaść”) powoduje, że osoby te decydują się na poszukanie pomocy, co jest szansą między innymi na doświadczenie dobrej relacji z drugą osobą w psychoterapii.
Nie chcę roztaczać optymistycznych wizji ani zaszczepiać nadmiernych oczekiwań, bo nie mam pewności, czy ze wszystkich kładek da się zejść (i czy łatwo, szybko), ale przecież co chwilę okazuje się, że kolejnej osobie jednak się udaje. Nie jest to więc takie znowu niemożliwe.
Ostatecznie pamiętajmy, że żadna kładka nie istnieje. I nie ma żadnych wieżowców. To tylko (aż) nasz świat przeżyć zapisanych trudnymi doświadczeniami i emocjami w psychice, w strukturze osobowości. Ten zapis można zmienić. Nowymi przeżyciami, doświadczeniami, emocjami.