Samotność, trudny związek, dobry związek, a może „niezależność” i życie przyjemnościami? Jak jest, a jak chcesz, aby było?
Samotność? Nie, dziękuję.
Dostrzegam jakąś przedziwną tendencję – ci, którzy postanawiają być mądrzejsi niż reszta (gnająca za pieniądzem, sławą, zajmująca się nieistotnymi sprawami i żyjąca w pędzie narzucanym przez współczesny styl bycia), wybierają samotność. Myślą, że udało im się mądrze ominąć zgiełk i nie dać się wciągnąć w bezsensowną pogoń.
W kulturze pojawia się coś, co można określić wręcz jako pochwała samotności. Samotny bohater westernu, samotny mnich w górach, wilk stepowy. Wszyscy każą nam wierzyć, że samotność przybliża człowieka do jego najgłębszej istoty.
Badania kliniczne i neurobiologiczne pokazują coś zupełnie innego. Nic tak nie stresuje i nie obciąża człowieka jak samotność.
Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale samotność wywołuje niepokój, który wyzwala hormony stresu, a funkcjonowanie przy utrzymującym się ich wysokim poziomie, osłabia siły obronne organizmu.
Samotność → niepokój → hormony stresu → osłabienie odporności
W innych kulturach postrzega się samotność wręcz jako stan nienaturalny. W Indiach ludzie dziwią się, kiedy turyści podróżują w pojedynkę. Ja też się dziwię (zwłaszcza, jeśli podróżują po Indiach) ;)
Złe towarzystwo to jeszcze więcej stresu niż samotność
Trwałe konflikty również obniżają nasze samopoczucie i oczywiście znów płaci za to organizm.
Psychiatra Janice Kiecolt-Glaser i jej mąż immunolog – Robert Glaser przeprowadzili doświadczenia, z których wynika, że stosunki w partnerstwie odbijają się bezpośrednio w systemie immunologicznym. „Naukowcy sprowokowali w laboratorium kłótnię między małżonkami. Już kilka godzin po niej wyraźnie zmniejszyła się liczba „komórek zabójców” i przeciwciał we krwi, które zwykle atakują ogniska choroby” (S. Klein za: Kiecolt-Glaser et al. 1987, Kiecolt-Glaser et al. 1994).
Jeżeli jesteśmy zakochani bez wzajemności albo z wzajemnością, ale pozostajemy w stałym konflikcie, lepiej zakończyć związek.
Inna sprawa to bolesne rozstanie. Ono też wprowadza nas w stan stresu (jednorazowego, ale niezwykle silnego). Niejednokrotnie odchorowujemy je po jakimś czasie. I to dosłownie.
Zostaje wtedy samotność – lepsza niż złe towarzystwo, gorsza niż pozostawanie w dobrym w związku. Ale nie zawsze jesteśmy gotowi i otwarci na wchodzenie w nowe relacje. Co robić? Może uszczęśliwiać się w inny sposób – po prostu korzystać z życia?
Korzystanie z przyjemności nie uszczęśliwia
Jak to? Przecież mądrzy ludzie zachęcają, aby „uczepić się radości życia, które nam pozostają”. Gorące kąpiele, podróże, masaże, muzyka, dobre jedzenie są przyjemnym lekarstwem na samotność, ale… chwilowym.
Neurobiolodzy uprzedzają, że wszelkie rozkosze prowadzą do wydzielania się opioidów niwelujących nieprzyjemne napięcia i skutecznie łagodzących długotrwałe przygnębienie. W małych ilościach te naturalne substancje szczęścia podnoszą społeczną aktywność, a w dużych (tak samo jak środki nasenne zawierające opium) zmniejszają potrzebę kontaktu.
Szczęśliwa, odporna, zdrowa osoba
W najmniejszym stopniu zapewni Ci to konfliktowa relacja, w odrobinę większym samotność, ale skrzydła rozwiniesz dopiero w zdrowym związku (miłosnym, partnerskim, przyjacielskim).
Już nie będę wdawała się w szczegóły, co dla kogo znaczy „samotność” i pozostawanie w „zdrowym z związku”, bo asceta czy duchowny też może być zdrowy i szczęśliwy podpisując się obiema rękami pod tym samym zdaniem.
Wiemy już, że poczucie szczęścia wpływa na stan psychiczny, zdrowie i odporność. Można oszukać wszystkich, że kochasz samotność (rozumianą przez niektórych jako „niezależność, „swobodę” i „wolność”) i że ona Ci służy, tak jak oszukujemy dziecko wmiksowując w zupę brukselkę, ale najtrudniej w tym temacie nabrać siebie. I uśmiechać się przełykając łyżka po łyżce…
A co jest najlepsze dla Ciebie? :)