Zaczynanie nowej znajomości od seksu stawia nas w dosyć specyficznej sytuacji. Ale czy ma aż tak duży wpływ na późniejszą relację, jak nam się wydaje?

Jest wiele powodów, dla których nie warto spieszyć się z pójściem do łóżka, ale…
Czasem po prostu brakuje etapu subtelnego poznawania. Poza tym dochodzą argumenty światopoglądowe, psychologiczne, a nawet zdrowotne. Dla jednych ważne tylko niektóre, dla innych wszystkie. Wśród nich są też te, wynikające z natury psychiki ludzkiej (pożądanie niedostępnego, jeszcze niezdobytego).
Jako psycholog rozpatruję tę kwestię pod kątem trwałości związku, zgłaszających się do mnie osób. Ale w moim otoczeniu nie brakuje przyjaciół i doradców, posiadających jasno określone poglądy i przekazujących mi je na gruncie prywatnym.
I tak oto mój dobry znajomy z wieloletnim doświadczeniem w pracy z ludźmi (zawsze śmiejemy się, że jest w zawodzie dokładnie tak długo, jak ja na świecie) twierdzi, że jednak zazwyczaj mężczyzna, nawet ten szukający „miłości”, chcąc czy nie chcąc, dąży do seksu. Dostaje go i emocje opadają. Dlatego seks powinien być „gdzieś dalej”.
No ale, jak to? To znaczy, że muszę manipulować seksem, odsuwać go w czasie, żeby mu zależało?
Ta gierka już na starcie nie podoba mi się. Wprawdzie jest w tym jakaś psychologiczna prawda. Lubimy to, co niedostępne, trudne do zdobycia. Doceniamy, szanujemy, zabiegamy. Zgodzę się. Ale kiedy sobie tak żyję, patrząc na to wszystko z boku, roztropnie, z pewnym dystansem, to… akurat ten argument (spadek atrakcyjności) wydaje mi się najmniej istotny.
A czasem wręcz potrzebny i rozstrzygający :) Zauważyłam, że zdarza się to zarówno młodym dziewczynom, jak i dojrzałym kobietom – znajomość kończy się po seksie, a one próbują odnaleźć w tym jakąś prawidłowość. Nauczyły się zakładać, że mężczyźnie obok relacji zawsze bardzo zależy też na seksie. Przekaz społeczny wtłacza im takie myślenie. Więc obawiają się, że jeśli do seksu dojdzie dosyć szybko, to on straci zainteresowanie, na zasadzie – zdobył, co chciał, więc już mu „miłość” przeszła.
Zupełnie nie powinno nas to przerażać. A już na pewno nie można traktować tego jako reguły.
Ja mam seks czy seks ma mnie?
I tu się wszystko rozstrzyga. Seks to poważna sprawa. Bardzo. Ale jeśli ktoś traktuje go jak wisienkę na torcie, to też coś mi tu nie pasuje. Seks nie jest najważniejszym elementem związku. Nie jest szczytem marzeń i pragnień człowieka i na nim świat się nie kończy. Ci, którzy chcą wskoczyć do łóżka i nic poza tym, niech wskakują. I niech się wszystko wyjaśnia.
Do dziewczyn, które pytają mnie, jak to jest, że emocje opadają i spada jego zaangażowanie – No bywa, że spada. Ale to tylko dowód na to, że poza „łóżkiem” o nic więcej nie chodzi. A skoro już to wiemy…. Nie ma nic piękniejszego od jasnej sytuacji.
Nie o seks chodzi, a o nas
Nie zachęcam Was do pośpiechu w sprawach seksu. Na wszelki wypadek namawiam raczej do roztropności ;). Ale z argumentów przemawiających za zwolnieniem tempa, ten pod tytułem – „przestanie mu zależeć” jest najgłupszy i mija się z prawdą. Komu ma przestać, niech przestanie już dziś. Może nie zależało mu nigdy? :)
Nie rozpaczajcie, że tak nagle komuś się odmieniło i odszedł. Puszczajcie wolno tych, którzy swoje wisienki już dostali i na więcej nie mają ochoty. Może po prostu sami się pomylili, zaplątali. A może należą do tych, którym niewiele do szczęścia potrzeba. Myślą, że dostali już wszystko, co można było w życiu dostać. Szukajcie ludzi, dla których od wisienki tort się zaczyna, a nie na której się kończy :)