Teraz jest czas. Czas na robienie tego, co w życiu ważne. Bardzo ważne i bardzo podstawowe jednocześnie. Czas na uświadomienie sobie, co masz, i co możesz stracić. A stracić możesz sporą część życia. Albo nawet całe. Jak bohaterowie filmu, do obejrzenia którego dzisiaj zachęcam. Tylko że oni byli pacjentami pogrążonymi w śpiączce. Tym bardziej smutne, że my nie jesteśmy, a na jedno wychodzi.
Obejrzałam wczoraj dramat obyczajowy, który zrobił na mnie duże wrażenie. „Przebudzenia” (1990) to oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o lekarzu (Robin Williams), który za pomocą eksperymentalnego leku przywracał do świadomości pogrążonych w śpiączce pacjentów (jednym z nich Robert De Niro). Film otrzymał trzy nominacje do Oskara (najlepszy film, najlepszy scenariusz adaptowany, najlepszy aktor – Robert De Niro).
Nie chcę ujawniać za wiele. Po obejrzeniu filmu zdałam sobie sprawę, że nie trzeba przebywać w śpiączce, aby mimo to żyć pogrążonym w nieświadomości. Chociaż niektórzy w porę „przebudzają się”. Inni niestety budzą się za późno, dlatego mało czasu im zostaje. Mają poczucie zmarnowanego życia. Smutne.
„Przebudzenia” kojarzą mi się po pierwsze z innym dramatem – „Chce się żyć”, a po drugie z moim dawnym wpisem – Kiedyś byłam wilczycą. Ale też z tym, co chciałam Wam pokazać dzisiaj.
Dwa zdjęcia zrobione wczoraj rano
Kawałek świata, w którym żyję
Całość świata, w którym żyję
Poznam Cię po tym, na co zwracasz uwagę..
Nie wiem, jak to inaczej wyjaśnić, ale o tym właśnie jest film „Przebudzenia”.
O życiu uważnym i bez rozdygotania.