Wkraczanie w nowe obszary prawie zawsze „boli”, nie jest przyjemne, budzi niechęć i bunt, nawet jeśli świadomie chcemy się danego wyzwania podjąć. Boli nauka, wtłaczanie nowej wiedzy, boli przeprowadzka i przystosowywanie się do nowych warunków, boli każda zmiana życiowa, każda nowa sytuacja.
Dziecko, które przychodzi na świat w odpowiedzi na każdy nowy bodziec płacze. I zanim u takiego noworodka w pełni wykształci się układ nerwowy, zanim przyzwyczai się ono do bodźców, jest na ich punkcie przewrażliwione, odczuwa dyskomfort. Trudno się dziwić, w końcu jest to dla niego świat nowych, przykrych doznań fizycznych i przerażających ograniczeń.
We wszystkich fazach oddzielania od tego, co było (separowanie od osób i warunków), przez które przechodzimy od niemowlęctwa po okres dojrzewania, odpychani jesteśmy od przeszłości, która już nas nie zadowala, w kierunku niepewnej, ale podniecającej przyszłości.
W każdej fazie rozwoju pojawia się niezadowolenie, które popycha nas ku następnemu etapowi. Niby do działania motywuje nas pozytywna energia, ale ileż razy w życiu mamy do czynienia z konstruktywnym zagospodarowaniem siły złości i niedosytu. Moment załamania momentem zmiany. Niestety niektórzy nie potrafią tego rodzaju frustracji wykorzystać do pójścia dalej. Tkwią w danym okresie życia, nie umiejąc przeskoczyć do następnego etapu.
W zaskakujących mnie, trudnych chwilach mam przed oczami trzy przekazy:
- Od niedawna sceny z filmu „Chce się żyć” (trzeba zobaczyć)
- Życie ma dla nas więcej niż od niego oczekujemy (dlatego nie warto upierać się przy swoim)
- Możemy już tylko uciekać do przodu (choć ucieczka do tej pory zwykle kojarzyła się z zawracaniem)