Jakie najdziwniejsze rzeczy mogą podniecać ludzi? Odgrywanie ról, świntuszenie przez telefon, łzy ukochanej osoby, jej bezwład i senność, a może dominacja? No i jak w takiej sytuacji powiedzieć partnerowi o swoich seksualnych potrzebach i fantazjach? A może lepiej milczeć i realizować je bez jego wiedzy?
Wprawdzie nie każdy mężczyzna chce się kochać ze śpiącą partnerką, nie każda kobieta potrzebuje doprowadzić ukochanego do łez, aby poczuć podniecenie, i zdecydowanie większość niewiast (wbrew potocznej opinii) wcale nie fantazjuje, aby zostać zgwałconą. Ale właśnie o nich wszystkich jest ten film. Australijska komedia o seksualnych fantazjach i o nas samych – „To właśnie seks” (The Little Death). Scenariusz i reżyseria – Josh Lawson.
Film ten pod wieloma względami jest całkowitym przeciwieństwem „Nimfomanki” – poprzednio opisywanej przeze mnie produkcji, również traktującej o seksualności. „To właśnie seks” podejmuje wprawdzie w sposób niepowierzchowny kwestie dotyczące preferencji seksualnych, takich jak odgrywanie ról, somnofilia (seks podczas snu, seks ze śpiącym partnerem), dakryfilia (uzyskiwanie podniecenia poprzez prowokowanie płaczu partnera), fetysze, a mimo to jest lekki w odbiorze. I bardzo zabawny.
Jednocześnie buduje ciekawy rodzaj napięcia, charakterystycznego dla tematów dotyczących seksu, dlatego polecam oglądać go w większym gronie – lepiej w kinie niż w domowym zaciszu, ze znajomymi albo z partnerem. Po projekcji wywiąże się dyskusja. Interesująca. Zapewniam ;).
Podczas przedpremierowego pokazu (tylko dla pań), na który zostałam zaproszona przez M2 Films, ubawiłam się niesamowicie. Reagowanie emocjami w tym samym czasie przez całą publiczność podnosi temperaturę.
Wracając do seksualnych fantazji…
Ponieważ bywają one bardzo nietypowe, wolimy je czasem zataić (nawet kosztem naruszenia trwałości związku), niż otwarcie o nich powiedzieć. I to jest chyba główny problem.
O komunikacji w związku mówi i pisze się wiele. Ale dopiero przeanalizowanie historii konkretnych par pokazuje, do jak kuriozalnych sytuacji dochodzi z powodu jej braku.
Kto się odważył, uratował swój związek. Kto raz stchórzył, brnie dalej. Nie bez konsekwencji.

Ze strachu i wstydu
Można powiedzieć żonie, że ma się kochankę, nawet jeśli się jej nie ma. Można wymyślić ciążę. Można nawet okłamać, że zdiagnozowano raka, aby tylko nie powiedzieć o swoich prawdziwych seksualnych potrzebach i fantazjach.
Nie zdradzając za wiele – obok pogmatwanych, może nawet tragicznych, poznacie też przykłady szczęśliwych historii par. Par, które już na samym początku dużo i jasno sobie powiedziały. I to je uratowało.
Najważniejsze…
Kiedy tak sobie myślę, co jest w seksie „normalne”, a co dziwne i nietypowe, to przychodzą mi na myśl dwie sprawy.
Pierwsza to pojęcie normy partnerskiej, w obrębie której uznaje się, że jeśli coś jest akceptowane przez oboje i nie szkodzi ich zdrowiu oraz nie narusza norm społecznych (nie szkodzi innym ludziom), mogą oni bezpiecznie praktykować to bez obaw, że ocierają się o dewiację.
A druga całkiem prywatna refleksja – jeśli seks jest mocno zakotwiczony w relacji (dobrej, silnej, również pozaseksualnej), to dużo dziwnych rzeczy pomieści i nadal będzie „w normie”. Ale jeśli tylko na chwilę oderwiemy go od tej relacji, zaczynają się problemy… Seks w związku jest jak przysłowiowa wisienka na torcie – tylko trzeba mieć ją na czym położyć.
PS „To właśnie seks” wchodzi na ekrany polskich kin 13 marca. Obserwujcie uważnie Malinową na Facebooku, ponieważ w marcu, w tygodniu przedpremierowym będę miała dla Was zaproszenia na ten film.