Życie daje nam wiele okazji i sposobów odkrywania siebie oraz dopuszczania myśli, że nie wszystko, co nam się wydaje, musi być prawdą. Za dotychczasowymi przekonaniami i budzącymi się w związku z nimi emocjami, stoją nasze przeżycia, doświadczenia, przekazy innych osób, schematy z obszaru osobowości. Na szczęście wszystko to może podlegać świadomej weryfikacji.
Potrzeba trochę dystansu do rzeczywistości i dużo wglądu w siebie. Za tym oczywiście stoi odwaga, bo wcale nie tak łatwo podejść krytycznie do „własnych” przekonań czy odczuć, i spojrzeć szerzej, zajrzeć głębiej w poszukiwaniu przyczyn.
To, co chcę dzisiaj przekazać, wymaga wprowadzenia. Słowa, które przytoczę poniżej stanowią fragment książki „Świat Dysku” Terry’ego Pratchetta, a opisują pewne żyjątka zwane jętkami (jętki (Ephemeroptera) – uskrzydlone owady latające nad zbiornikami wodnymi i przy ich brzegu, w książce – najkrócej żyjące istoty na Dysku (fikcyjny świat w kształcie dysku)). Żyją dwadzieścia cztery godziny. Jeden dzień. Dla nas krótko. Dla nich to całe życie. Być może nasze ludzkie życie też jest tylko małym wycinkiem większej całości. Wszystko zależy od perspektywy. No właśnie, od perspektywy.
Słońce wisiało nad horyzontem.
Najkrócej żyjącymi istotami na Dysku były jętki, które wytrzymywały ledwie swoje dwadzieścia cztery godziny. Dwie spośród najstarszych zygzakowały bez celu nad wodami pełnego pstrągów strumienia. Dyskutowały o historii z młodszymi przedstawicielkami wieczornego wylęgu.
– Nie ma teraz takiego słońca jak dawniej – stwierdziła jedna z nich.
– Racja. Za dobrych, dawnych godzin miałyśmy słońce jak należy. Było całe żółte, a nie takie czerwone jak teraz.
– I było wyżej.
– Było. Racja.
– A poczwarki i larwy okazywały starszym szacunek.
– Tak było. Okazywały – przyznała z pasją druga.
– Myślę sobie, że gdyby w obecnych godzinach jętki lepiej się zachowywały, wciąż miałybyśmy porządne słońce.
Młodsze jętki słuchały uprzejmie.
– Pamiętam – rzekła jedna z najstarszych jętek – kiedyś wszędzie wokół jak okiem sięgnąć ciągnęły się pola.
Młodsze jętki rozejrzały się.
– To wciąż są pola – zauważyła jedna z nich, uprzejmie odczekawszy należną chwilę.
– Pamiętam, że kiedyś to były lepsze pola – odparła surowo stara jętka.
– Zgadza się – przyznała jej koleżanka. – I była tam krowa.
– Racja! Masz rację! Pamiętam Krowę! Stała w tamtym miejscu przez dobre, bo ja wiem, czterdzieści, może pięćdziesiąt minut. Brązowa o ile sobie przypominam.
– W tych godzinach nie ma już takich krów.
– W ogóle nie ma krów.
– A co to jest krowa? – zainteresowała się któraś nowo wykluta jętka.
– Widzicie? – zawołała tryumfalnie stara. – Oto nowoczesne Ephemeroptera. – Urwała na moment. – Co robiłyśmy, zanim zaczęłyśmy rozmawiać o słońcu?
– Zygzakowałyśmy bez celu nad wodą – odparła któraś z młodszych. Była to dość bezpieczna hipoteza.
– Nie, jeszcze wcześniej.
– Ee… Opowiadałyście nam o Wielkim Pstrągu.
– Aha. Rzeczywiście. Pstrąg. Widzicie, jeśli będziecie dobrymi jętkami, będziecie zygzakować jak należy w górę i w dół…
– …ustępując starszym i mądrzejszym…
– Tak, i ustępować starszym i mądrzejszym, to kiedyś Wielki Pstrąg…
Chlup!
Chlap!
– Tak? – spytała jedna z młodszych jętek.
Nikt jej nie odpowiedział.
– Co Wielki Pstrąg? – dodała inna nerwowo.
Spojrzała w dół, na ciąg rozszerzających się kręgów na wodzie.
– To święty znak! – zawołała jedna z nich. – Pamiętam, że mi o tym mówiono! Wielki Krąg na wodzie! Taki bowiem będzie znak Wielkiego Pstrąga!
Najstarsza z młodszych jętek w zadumie obserwowała wodę. Zaczynała zdawać sobie sprawę, że jako najstarsza z obecnych zyskała właśnie przywilej latania najbliżej powierzchni wody.
– Mówią – odezwała się jętka na szczycie zygzakującej chmury – że kiedy przychodzi po kogoś Wielki Pstrąg, zabiera go do krainy płynącej… płynącej… – Jętki nie jedzą, więc trochę się pogubiła. – Wodą płynącej – dokończyła niepewnie.
– To ciekawe – odparła najstarsza.
– Musi tam być naprawdę wspaniale – dodała najmłodsza.
– Tak? A dlaczego?
– Bo nikt jeszcze nie próbował stamtąd wrócić.
Punkt widzenia zmienia wiele. Tłumaczymy sobie to, co nas spotyka, jak tylko potrafimy. Cecha istot inteligentnych. Nasze doświadczenia mogą być jednak zbyt ubogie, aby można było je zgeneralizować, a wnioski uznać za jedyne prawdziwe i chcieć przekazywać je innym. Miejmy świadomość, że to, co odbieramy, to, co wiemy na temat siebie i świata, to, co przeżywamy, to tylko wycinek rzeczywistości. A to oznacza, że nierzadko jesteśmy w błędzie. Mimo że przekonani o słuszności swoich racji, to jednak w błędzie.
Przenieśmy to na sposób przeżywania różnorakich życiowych trudności. Temat zawodowo mi najbliższy. Wiemy już, że nasza wiedza o sobie i świecie, nasze uczucia nie muszą być prawdą, ponieważ mogą wynikać z przekazów społecznych (doświadczeń innych osób, wynikających z ich sposobu myślenia, z ich okoliczności życia) albo chociażby z osobowości każdego z nas – inaczej dane zachowanie zinterpretuje osoba zależna, lękliwa (unikająca), histrioniczna, narcystyczna, o strukturze osobowości borderline, z syndromem DDA, DDD czy „kochająca za bardzo”, itd. Każdy ma swój filtr, przez który obserwuje rzeczywistość. Każdy ma swoje ograniczenia. Pamiętajmy o tym, interpretując zachowania innych osób, a przede wszystkim próbując zrozumieć siebie.
Niektórzy mówią w związku z tym o potrzebie dystansu do życia, inni o wglądzie w siebie (pojęcie używane głównie przez psychoterapeutów), jeszcze inni o umiejętności obserwowania siebie z boku. Wszystkie te postawy mają na celu zrozumienie, ale zrozumienie poprzez dopuszczenie szerszej perspektywy.
Najlepiej zobrazuje to przykład.
Wyobraźmy sobie, że oto pojawiają się przed nami trzy osoby – trzy nasze koleżanki postanowiły umówić się na spotkanie, żeby porozmawiać i wyżalić się, co właśnie dzieje się w ich życiu. Okazuje się, że każda z nich wygłasza podobne zdanie: „Trudno jest mi w aktualnym związku, nie wiem, co się dzieje. To dopiero początek, a już czuję, że coś nie gra. Skłaniam się ku decyzji, aby to zakończyć, wycofać się”.
Co powiemy każdej z nich? Czy wszystkim to samo? W końcu każda wydaje się być w podobnej sytuacji. Może powinniśmy kazać im to jeszcze przemyśleć albo wręcz przeciwnie, wesprzeć je w tej decyzji? Co one same mają sobie myśleć, co mają zrobić dalej?
Jakaś doświadczona przyjaciółka mogłaby wygłosić swoje zdanie: „Dużo przeżyłam i wiem, że jeśli ktoś już na początku ma w swoim związku wątpliwości, to nie powinien angażować się, ani tym bardziej podtrzymywać na siłę tę relację”.
Inna osoba, również dobrze życząca owym kobietom, mogłaby powiedzieć: „Wiecie, różnie to bywa… Może wszystko będzie dobrze. Dajcie sobie szansę”.
Która ma rację? Może obie, może żadna. To zależy. Od czego?
Sami widzimy, że bez przyjrzenia się tej sytuacji, bez zrozumienia kontekstu, a przede wszystkim poznania osobowości każdej z trzech kobiet i schematów, jakie ich psychika wykształciła do tej pory, nie można dobrze doradzić. One same mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, co budzi ich emocje, kieruje potrzebami, decyzjami i zachowaniem.
Jeśli jedna z nich ma na przykład cechy osobowości narcystycznej, a druga lękliwej (unikającej), to mogą mieć tendencję do wycofywania się z relacji, choć z różnych powodów.
Pierwsza (narcystyczna), aby nie być zależną od partnera ani „ograniczaną” przez niego (chodzi o jej subiektywne odczucia oraz potrzebę „realizowania siebie”, bycia „wolną”), często również w celu uniknięcia poczucia bezwartościowości, wstydu, upokorzenia albo ze względu na niespełnione oczekiwania, rozczarowanie partnerem, odkrycie, że ma on wady, jest zwykłym człowiekiem i nie jest w stanie realizować potrzeb narcyza. Druga (lękliwa/unikająca), z powodu lęku przed porzuceniem, opuszczeniem, w ramach unikania i sabotowania relacji, aby tylko nie wystawić się na ryzyko kolejnego zranienia. Wskazaniem dla nich jest praca nad zwiększeniem kontaktu ze sobą, ale też zwiększeniem zdolności do poddawania się kontaktowi z innymi osobami, uznawaniem zależności, budowaniem zaufania do siebie i innych, poprawą własnego obrazu siebie. I trwaniem w relacji.
A co, jeśli trzecia koleżanka ma cechy osobowości zależnej, a w tym tendencję do „kochania za bardzo”, brania na siebie całej odpowiedzialności za związek, wchodzenia w relacje, które przebiegają kosztem niej, np. daje coraz to nowe szanse partnerowi, który wielokrotnie ją zawodzi, wręcz krzywdzi? Jej decyzja o wycofaniu się jest wówczas odważnym krokiem, dużym postępem w drodze do niezależności i wyznaczania zdrowych granic.
Jak widać, każda z trzech kobiet ma inne potrzeby. Każdej z nich zupełnie coś innego może służyć. Dwie będą pracowały nad pozostaniem w związku, trzecia nad wzmacnianiem siebie, aby z takiej relacji wyjść.
W dodatku osoba doradzająca, która nie ma świadomości własnych tendencji osobowościowych lub terapeuta, który nie przyjrzał się swojej osobowości, będą prawdopodobnie sugerowali (choć akurat terapeuci unikają sugerowania) rozwiązania zgodne z ich wewnętrznymi schematami. Nieobiektywnie.
Na tym nie koniec. Każdy z nas będzie zgodnie ze swoją osobowością wychowywał własne dzieci. Nie tylko poprzez słowny (zwykle nieświadomy) przekaz, ale również zachowując się w określony sposób.
Jętki z książki Pratchetta miały wokół siebie mały świat, w którym funkcjonowały, nie dostrzegając szerszej perspektywy. Przekazywały młodszym swoje „mądrości”, bo same wierzyły w wyjaśnienia, jakie były w stanie w oparciu o ten świat stworzyć.
My natomiast mamy ogrom wpływających na nas czynników, a wśród nich jeden z ważniejszych – psychikę. Powoduje to, że naprawdę nie wszystko jest takim, jakim nam się wydaje. Jakim wydaje się psychice. Nie podejmujmy więc życiowych decyzji, ignorując ją, udając, że jej nie ma. Weźmy ją choć trochę pod uwagę. W końcu tak bardzo domaga się dojścia do głosu, co widać zwłaszcza w sytuacjach trudnych, w naszych rozterkach. Zwykle tam, gdzie pojawiają się pytania i zaczyna nam być źle, czai się szansa zrozumienia „dlaczego”.
Czasem warto umieć wyzbyć się swojego zdania, podważyć, zakwestionować coś, aby móc pójść do przodu. Może się okazać, że zostaniemy odkrywcami nowego własnego zdania, cech własnej osobowości, własnego życia, które do tej pory wydawało nam się takie oczywiste. Ewentualnie po prostu nie najłatwiejsze.
Polecam: Być sobą, czyli kim?
Nie do końca chodzi o to, aby znów powiedzieć sobie czy to z pokory, czy z bezsilności „wiem, że nic nie wiem”, choć to od starożytności nadal wydaje się aktualne, ale raczej aby spojrzeć na to, co wiemy bardziej krytycznie. Może nie wszystko jest takie, jakim to widzimy i interpretujemy. Może jest jeszcze inaczej, niż nam się wydaje? Może odkryjemy chociaż kawałek prawdy o sobie, żeby przyziemne sprawy stały się łatwiejsze? Zanim chlup, chlap, znikniemy w rozszerzających się na wodzie kręgach ;)