Kobieta bluszcz.
Kaja uświadomiła sobie, że tylko przy Mikołaju czuła się swobodnie. Co dziwniejsze, podczas chwil spędzanych razem dawał jej on także poczucie bezpieczeństwa. Dlatego zawsze mu ulegała i gdy dzwonił, tak przekładała zajęcia, aby znaleźć dla niego czas. Gdy się spotykali, natychmiast znajdowali nić porozumienia. Potrafili godzinami w milczeniu słuchać starych nagrań jazzowych albo czytać, będąc w jednym pokoju (M. Kuydowicz & W. Sokoluk „Zaklinacze samotności”).
Nie chodzi o to, że Kaja jest podporządkowana (z własnej woli). Bo jest.
Nie chodzi o to, że jest „uwieszona” na Mikołaju (dobrowolnie). Bo jest.
Nie chodzi o to, że ostatecznie sprowadza swój świat do niego (choć on wcale nie nalega). Bo sprowadza.
Chodzi o to, że Kaja ma szczerą, wewnętrzną, zgodną ze sobą potrzebę, aby być bluszczem. Aby swoje życie sprowadzać do życia ukochanego i oplatać go sobą. Tak się z nim „stapia”, że ostatecznie nie istnieje oddzielnie. W jej głowie – Ja to My. Osacza go swoimi mackami (dziś nie piszę o tym, jak to wpływa na niego, choć domyślamy się jak może wpływać – poczucie zagarnięcia, zmniejszenia swobody, a jeśli mu na niej zależy to dochodzi bezsilność, nieumiejętność sprostania jej oczekiwaniom co do wspólnego życia). Potem oboje są rozczarowani – Ona czuje się niekochana, On osaczony i do tego drań, bo „jest taka dobra, a ja nie umiem sprostać podstawowym jej oczekiwaniom”. Rozstanie.
To szeroki temat. Dziś nie mówimy o Nim, ani o Ich Związku. Dziś tylko o Niej.
Ona. W którymś momencie zaczyna uświadamiać sobie, że skupia życie na nim. Często jednocześnie jest zazdrosna i zaborcza. Widzi to. Czuje to. Wie. Ale sama wiedza nie działa. Dlatego kobieta mimo świadomości, nie umie tego zmienić. Nawet jeśli wewnętrznie powstrzyma się, aby nie robić mu wyrzutów czy pozwolić spędzić święta, a może nawet wakacje oddzielnie, to jest w tym czasie głęboko nieszczęśliwa i jeszcze bardziej myślami nie jest „tu i teraz”, tylko z Nim: Co On robi, dlaczego nie odpisał na esemesa itd. Psychiczna męczarnia.
Przeczytaj też: Kochać za bardzo, czyli jak?
A także: Kocham za bardzo
Dlaczego taka jest?
Powodów i przyczyn może być wiele. Ciężko jest stworzyć szablon, do którego przyłożysz siebie, dowiesz się, z jakiego powodu taka jesteś, co Ci jest, jak to się nazywa i co zrobić, aby się „wyleczyć”. Psychologia to nie medycyna.
Jeśli chcesz, możemy prześledzić pewne fakty i dowiedzieć się o potencjalnych przyczynach. Może potrzebujesz wiedzieć. Ok, jeśli tak, to dowiemy się.
Ale zazwyczaj chcesz po prostu zmiany.
Jak się zmienić?
- Porada psychologa? Jest ktoś, kto Cię rozumie (profesjonalista), ale zwykle Ty już wiesz to, o czym Cię informuje. Zresztą Twoja koleżanka mówi podobnie, tylko może nieco innym językiem ;) np. miej więcej zaufania do swojego mężczyzny, każdy potrzebuje trochę swobody, wyjdź się rozerwać, udawaj, że masz do tego luźne podejście.
- Poradzę sobie sama. Mam postanowienia. Super, bierzesz sprawy w swoje ręce. Jeśli uda Ci się, to świetnie. Jednak najczęściej słyszę: Podejmowałam decyzję nie jeden raz, ale milion razy. Nie mam silnej woli, żeby w niej wytrwać.
- Terapia. Proces. Etapy. Ciągłe wsparcie na pewnym odcinku czasu. Monitorowanie sytuacji. Omawianie kolejnych kwestii, w których jest Ci najtrudniej. Cel: zrozumieć lepiej siebie przed samą sobą, zaspokoić swoje potrzeby w taki sposób (nie jeden jedyny możliwy), żebyś poczuła się szczęśliwa w całym tym pokręceniu, dotrzeć wysoko, tam, gdzie zezwalasz sobie na swobodny oddech, a jednocześnie (wręcz automatycznie) pozwalasz innym oddychać tak jak chcą.
Jeżeli znacie inne możliwości poradzenia sobie, bardzo chętnie dopiszę. Czasem życie jest sposobem, czas, przeżycia, obserwacje… Ale niejednokrotnie na takie zmiany (uzyskane doświadczeniami życia) czekalibyśmy długie lata, dziesiątki lat. Naprawdę można ten proces przyspieszyć.
Wracając do Kai i Mikołaja, brakuje jeszcze tylko z jej ust słów: Kocham Cię, jesteś całym moim światem. Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła….
Och, ile razy wzruszamy się oglądając film, w którym padają takie słowa. Czasem to wcale nie jest romantyczne wyznanie. To zbyt skrajne słowa. Słysząc je, nie wzdychajmy ze łzami wzruszenia w oczach: „Jak to się oni kochają, a w naszym związku aż tak pięknie nie jest”. Nie jest, na szczęście.
Nie chcę być czarnowidzem. Naprawdę lubię romantyczne sceny w kinie i w życiu. Chcę tylko napisać prostą rzecz z obserwacji świata: Oni się rozstaną.