Przychodząc do psychologa, większość z nas chce zmiany. Najlepiej szybkiej zmiany. Szukamy porad i wskazówek, jak sobie w życiu pomóc. Nie zawsze jednak droga na skróty daje rozwiązanie, którego potrzebujemy. Może to i lepiej, ponieważ głębsza praca niesie innego rodzaju efekty.
Doświadczyć, dowiedzieć się, rozpoznać
Ważne jest, aby udało się rozpoznać, odkryć, co mi doskwiera. Żal, ból, poczucie winy, brak poczucia bezpieczeństwa, obawy i nadmierna czujność, niska samoocena czy brak poczucie własnej wartości? A może niezadowolenie z dotychczasowych związków? Skąd to wszystko? Właściwie nawet zanim zapytamy „skąd”, spróbujmy odkryć najpierw – co? Co mnie dotyczy? Który z wymienionych stanów mi towarzyszy, co się ze mną dzieje, co się za mną ciągnie?
Wprawdzie niezmiennie twierdzę, że sama wiedza to za mało. Sama wiedza jeszcze nic nie daje. I jest w tym sporo racji, bo zauważmy, że jednostka, która odkryła już w czym problem, często nadal nie wie, co z nim zrobić. A jeśli nawet wie, nadal nie potrafi tej zmiany wprowadzić (np. już wie, że się boi i czego się boi, a w dodatku odkrywa, gdzie lęk ten ma swoje źródło, ale nadal nie umie przestać bać się).
I tu się zaczyna kolejny etap pracy. Etap z pytaniem – jak? Wydawałoby się, że dopiero teraz jesteśmy na początku tej najważniejszej drogi – będziemy wprowadzać widoczne zmiany (np. przestaniemy obawiać się porzucenia, staniemy się niezależnymi osobami albo wręcz przeciwnie pozwolimy innym bardziej się zbliżyć, opanujemy emocje, a te zablokowane wyzwolimy, itd.).
Jednak okazuje się, że to nieprawda. To nie jest żaden początek. Gdyby prawdziwy początek (ten pojawiający się dużo wcześniej) nie miał miejsca, również i do „fazy zmian” prawdopodobnie byśmy nie doszli. Nie bagatelizujmy znaczenia wcześniejszych kroków. Najlepiej odczuwa to osoba, która oto właśnie odkryła, co jej doskwiera, jaka głęboka, ujawniająca się w zachowaniach, decyzjach, wyborach czy stanie emocjonalnym przyczyna w niej tkwi. I z czym idzie przez życie.
Przesiadka z tylnego siedzenia
Rzeczywiście sama wiedza, to za mało, jednak trzeba docenić ten pierwszy etap jej zdobywania. Dokonanie odkrycia, rozpoznanie potrzebne jest nie tylko terapeucie, ale również nam samym – powoduje, że „nasz problem, nasza dysfunkcja” przestaje działać jakby z „tylnego siedzenia”, przestaje działać z poziomu nieświadomego. A w konsekwencji – jesteśmy w stanie z nią pracować.
Taka przesiadka nie oznacza jeszcze, że ruszymy w drogę, która doprowadzi nas tam, gdzie sobie marzymy. Co więcej za chwilę mogą pojawiać się nowe odkrycia. Ale już przynajmniej siedzimy za kierownicą. Z tej pozycji można zacząć prowadzić, obserwować, jak się czuję w tym miejscu, w tej roli i z tą wiedzą o sobie oraz zacząć wyznaczać trasę.
Wyrywamy się do zmian, których jeszcze nie rozumiemy. Potrzebne jest rozpoznanie.
I chociaż sama wiedza to za mało, to bez niej nie ruszymy z miejsca po więcej.
Pojawia się więc pytanie – co ja o sobie tak naprawdę wiem?