Każdą minutę w drodze (w metrze, tramwaju) poświęcam na czytanie. Uwielbiam książki, przy których „umieram i rodzę się”. ;D Są takie. Może to zabrzmi zbyt filozoficznie, ale kiedy czytam, czuję, że otwierają się przede mną nowe obszary rozumienia. Mam ochotę wykrzyknąć eureka, a ponieważ dość już wariatów mijam codziennie w Warszawie i boję się, że wezmą mnie za kolejnego, powstrzymuję się. Z rozszerzonymi źrenicami i delikatnym uśmiechem przekręcam strona za stroną z poczuciem, że oto właśnie odkrywam Amerykę. Moją własną Amerykę. Takie parosekundowe poczucie wszechmocy. ;)
Dlatego też postanowiłam co jakiś czas polecać Wam ciekawą książkę (mam już kilka na pierwszy rzut). Dzisiaj natomiast oczekuję, że to Wy pokażecie mi swoją Amerykę. ;)
Co polecacie?
PS Uprzedzając pytania dodam, że nie czytam w negliżu, ale zdjęcie piękne, prawda? ;)