I za to kocham mężczyznę przeciętnego w najlepszym tego słowa znaczeniu, czyli normalnego i „zdrowego”. Znamy też mężczyzn, którzy znikają zanim się jeszcze pojawili, nie znoszą zobowiązań i w specyficzny sposób pojmują wolność, są jak wiatr – nieuchwytni. Niektóre kobiety to właśnie w nich pociąga, inne – te „zdrowsze” czy bardziej doświadczone – odpycha.
Samotny bohater to postać, z którą mężczyźni lubią się identyfikować. I wszystko byłoby w porządku, bo każdy ma prawo fascynować się, kim chce – gorzej, że w ślad za identyfikacją idzie sposób życia albo tłumaczenie sobie pewnych niepowodzeń i uznawanie ich za normę. Tak oto panowie zostają dr House’ami i Hankami Moody, albo innymi bardziej klimatycznymi, ale wymykającymi się spod pewnych zasad postaciami, zapominając, że to tylko aktorskie kreacje.
Dajemy się zwieść fałszywemu kultowi. Książki i filmy pokazują nam bohatera westernu walczącego z czarnymi charakterami. I zwyciężającego oczywiście.
Taki bohater nie ma w zwyczaju siedzieć długo na miejscu i na pewno nie zadowoli go szacunek ludzi z osady, którą uratował ani nawet najpiękniejsza kobieta na zachodnim brzegu Missisipi. Tak więc w końcowej scenie westernu na tle zachodzącego słońca znika w oddali, samotny jak palec.
Patrzymy na niego jak na osobę opanowaną, mężczyznę, który nie dał się usidlić ani sławie, ani szacunkowi, ani kobiecie. Podziwiamy go za „dystans do świata” i uważamy za prawdziwie wolnego człowieka.
A jaka jest prawda? Pomijając fakt, że jest to postać fikcyjna, podkolorowana, o czym już była mowa, nawet gdyby nią nie był, nie ma mu czego zazdrościć. On nie wybiera. Nie myśli sobie – mogę żyć z kobietą, żyć w swojej społeczności, ale postanawiam nie przywiązywać się i ruszyć dalej. Nie. On nie przywiązuje się do nikogo i niczego, bo tego nie potrafi.
To nie wybór. To brak zdolności.
A to zmienia postać rzeczy. Jeszcze przed chwilą chciało się podziwiać. Teraz wypadałoby współczuć. I to bez nuty ironii, szczerze.
Do mężczyzn, będących w stałych związkach – Panowie, identyfikujecie się, patrzycie z podziwem, wzdychacie, nie wiedząc, że większość z Was jest w dużo lepszej sytuacji – możecie trzasnąć drzwiami i wyjść. Albo zostać. Możecie decydować.