Niektórzy wolą mocno ugryźć się w język, zamiast powiedzieć prosto w oczy, co myślą, ale nie mają oporów, aby snuć w swoich głowach bezsensowne domysły, niejednokrotnie zadręczając się nimi do głębi.
Przychodzi mi do głowy tylko jedno określenie – masochista. Zgodzicie się, że co innego cierpieć z uzasadnionych przyczyn, co innego cierpieć w myślach z powodu własnych „urojeń”. Czujecie różnicę. Ale spokojnie masochista „cierpi”, bo lubi. Tylko, czy to mu się opłaca?
Jezioro Rusałka w Poznaniu
Zwykle taka osoba żyje na dwóch poziomach. Jeden to wszystko, co dzieje się wokół niej aktualnie. Drugi – wszystko, co przebiega w jej głowie, wyłącznie w jej głowie, bo niewiele wspólnego ma z rzeczywistością.
Ujawnianie myśli
Gdybyśmy podążali za ludzkimi intencjami, próbowali je na bieżąco śledzić i analizować, do czego sama jako psycholog w życiu prywatnym mam (zupełnie niepotrzebnie) duże zapędy, można by zwariować. Widzę, ile nieporozumień niesie za sobą, gdy ktoś „za dużo myśli”. I co gorsza, zachowuje owe przemyślenia dla siebie.
Amerykański psycholog i psychoterapeuta Carl Rogers napisał kiedyś – To czym jestem WYSTARCZY, jeśli tylko będę tym JAWNIE.
Można rozumieć te słowa na wiele sposobów, dlatego najlepiej rozpatrywać je, biorąc pod uwagę założenia nurtu humanistycznego w psychologii. Być jawnym wewnętrznie i zewnętrznie. Przed sobą i przed innymi.
Ja natomiast przytaczam je dzisiaj, aby zwrócić uwagę jak ważne jest jasne przedstawianie swoich analiz, ujawnianie przemyśleń, bezpośrednie mówienie o tym, co się czuje, uważa, przypuszcza.
Co powstrzymuje przed wyrażaniem myśli wprost?
Nie chcemy nikogo urazić ani wystraszyć. Czasem nie robimy tego z obawy, że być może mylimy się w swoich przypuszczeniach. Może zostaniemy źle odebrani, wyśmiani albo odrzuceni. Czasem aby nie okazać słabości, „zachować klasę”. Motywów jest naprawdę wiele. Tym oto sposobem zapętlamy się coraz bardziej.
Zwykle nawet nie zdajemy sobie sprawy, w jakiej fałszywej, stworzonej przez siebie bańce potrafimy żyć. Duży procent tego, co myślimy o świecie, otaczających nas osobach, nawet o samych sobie jest fikcją tylko dlatego, że wyobrażenia te nie zostały skonfrontowane.
Mamy dziwną tendencję do uznawania za prawdziwe tego, co sobie pomyślimy. Wydaje nam się, że przecież kto jak kto, ale sami siebie nie oszukalibyśmy, prawda? Można się zaskoczyć ;)
Konsekwencje tłumienia w sobie
Trzymanie w sobie myśli to po pierwsze strata energii zużywanej na samoudręczenie, a po drugie strata czasu – człowiek zastanawia się nad jedną ważną dla siebie kwestią, wreszcie postanawia powiedzieć o niej światu, a świat jest jakieś „dwa tysiące kilometrów dalej i trzy lata do przodu”. Zwykle nikt już o tym nie pamięta, zaczynasz zdawać sobie sprawę, że ta myśl żyła tylko w Tobie i już dawno trzeba było się z niej otrząsnąć.
W jaki sposób żyć jawnie?
-
Zamknij wszystko, co nie zostało zamknięte
Sprawy załatwia się „tu i teraz”, w czasie, którego dotyczą. Chowane w sobie urazy, żal, niedomknięte czy nierozwiązane sytuacje, stłumione emocje, osoby którym nie pozwoliło się odejść, mimo że już dawno zniknęły z naszego życia, to wszystko składa się na nasze drugie, wewnętrzne, nieujawnione życie. Niepotrzebnie. Do podtrzymywania, zasilania tego drugiego czy nawet trzeciego dna zużywamy ogromnie dużo energii, którą moglibyśmy spożytkować „tu i teraz”.
-
Wyduś to z siebie
W naszych rozmowach padają słowa – wyduś to, no powiedz mi to wreszcie! Jest w nich jakiś sens i mądrość. Osoba naciskająca chce jasności sytuacji. Woli usłyszeć przykrą prawdę, niż trwać w bezpiecznym, ale męczącym milczeniu. Wypowiedzieć słowa, to jakby spuścić powietrze z niepokojąco powiększającego się balonu. Lepiej jest zrobić to samemu, niż czekać aż pęknie z hukiem.
-
Nie twórz sztucznych problemów
Obok sztucznego miodu i silikonowych biustów jest jeszcze jedna oszukańcza rzecz na świecie – sztuczne problemy. Generowanie ich bywa dla niektórych wręcz jak hobby. Zwykle ma to związek z oczekiwaniami. Kiedy coś dzieje się nie po naszej myśli, nie zwracając uwagi na okoliczności, całą sytuację uważamy za beznadziejną. Oczywiście najlepiej wówczas zostawić zainteresowanych bez słowa wyjaśnienia i chodzić jak tykająca bomba zegarowa, wyżywając się na nich do woli. Zwykle dodatkowo z oczekiwaniem, że wszyscy powinni domyślić się, odgadnąć, w czym problem.
-
Unikaj zbędnej kurtuazji
Mam tu na myśli niejawne wprowadzanie w błąd, ponieważ „tak wypada” albo z pokusy bardzo ogólnie pojętego „flirtu” czy uprzejmości. Fałszywe komplementy, przytakiwanie mimo innego zdania i brak umiejętności sprzeciwienia się. Rozumiem, że chcemy być uprzejmi, mili. Poza tym bywa, że w danym momencie po prostu nie wypada wyrazić szczerej opinii, a może wręcz byłoby to szkodliwe, ale jeśli świadomie dajemy fałszywe informacje zwrotne i budujemy w kimś złudne nadzieje, to zwyczajnie wprowadzamy w błąd. Igramy sobie, bawimy się uczuciami. Robimy niepotrzebne zamieszanie w swoim i czyimś życiu. Prędzej czy później cała ta miła otoczka musi zderzyć się z faktami. Boleśnie.
Żyć przejrzyście, zachowywać się czytelnie
Jasne sytuacje, głębokie oddechy, lekkie myśli. O ile życie byłoby łatwiejsze, gdybyśmy mówili, co myślimy, nie trzymali ukrytego w sobie żalu, otwierając nowe sprawy, zamykali stare, wywlekali z siebie każdą bolączkę bez testowania zdolności jasnowidzenia bliskich nam osób i powstrzymali się od zabawy uczuciami, których nie zamierzamy odwzajemnić.
O ileż mniej byłoby problemów i zgnuśnienia. O ile więcej czystej przestrzeni w głowie.
Myślę, że gdzieś w środku mamy ogromną potrzebę, aby wyrażać się czytelnie, jasno i równie bezpośrednie przekazy otrzymywać. Nie bez powodu stworzyliśmy na tę okoliczność tak wiele metafor: mówić bez ceregieli, bez ogródek, bez owijania w bawełnę. Tylko z grubej rury, wyłącznie prosto z mostu, kawa na ławę i prawda prosto w oczy ;)
Wiele do szczęścia nie potrzeba. To czym jesteś naprawdę wystarczy.
Pod warunkiem, że będziesz tym jawnie.