Przez nierozsądne koleżanki rozpadają się związki, rady drugiej kobiety bywają naprawdę zwodnicze. I wcale nie dlatego, że źle Ci życzy. Wręcz przeciwnie. Do kogo więc udać się po pomoc w sytuacji kryzysowej? Czyżby lepiej było zwrócić się z problemem do zaufanego mężczyzny?
Kobieta potrafi pocieszyć, za to mężczyzna skuteczniej doradzi
Zauważyłam to już dawno temu. Ale kiedyś szukałam wyjaśnień w osobowości, a więc w czynnikach bardzo indywidualnych. Dziś natomiast widzę, że zjawisko to jest powszechniejsze niż mogłam przypuszczać. A przyczyn tej prawidłowości upatrywać należy raczej w naturze kobiecości i męskości oraz rolach, jakie przypisujemy płci. Utarło się bowiem, że kobieta ma stawać po stronie drugiej kobiety i służyć jej wsparciem. Od mężczyzny natomiast oczekuje się, że zajmie konkretne, obiektywne stanowisko. I tak też się dzieje.
Kobieta na starcie stoi po stronie koleżanki
Jakby tego od niej oczekiwano. Innej opcji nie bierze nawet pod uwagę. W ten sposób nie pozwala jej dostrzec, gdzie tkwi prawdziwa przyczyna problemu. Zainteresowana odchodzi z fałszywym przekonaniem, że wina leży wyłącznie po drugiej stronie (zwykle takie właśnie sprawy są w babskim gronie rozstrzygane – kto ma racje, a kto zawinił). Przecież nawet jeśli tam leży, to potrzebujemy jakiegoś trzeźwego rozeznania w sytuacji. Choćby po to, aby na przyszłość wyeliminować błędy ze swojego zachowania. Albo wyciągnąć wnioski. Jest to więc potrzebne nam samym. Już pomijając dalsze koleje losu związku.
Szczere chęci pomocy i dobre intencje nie muszą oznaczać ślepego poparcia. Oczywiście, że czasem się ono należy. Jednak nie zawsze. Dlatego niejednokrotnie najlepszą pomocą byłoby po prostu – nie wprowadzać w błąd.
Przez nierozsądne koleżanki rozpadają się związki
Naprawdę nie przesadzam. Jest wiele błahych sytuacji, które mogą zostać omówione zarówno z kolegą, jak i z koleżanką, ponieważ nie będzie miało to większego znaczenia dla przebiegu zdarzeń. Ale są też sprawy ważne, które niestety pod wpływem podpowiedzi osób z zewnątrz zmieniają swój bieg. Mam tu na myśli wszelkie problemy w relacjach damsko-męskich, z którymi kobieta zwraca się do swoich koleżanek. Zauważyłam, że babska pomoc niestety zwykle polega na solidaryzowaniu się w złości na mężczyznę, podsycaniu emocji – „jak on mógł?!” oraz „wspieraniu” koleżanki w podejmowaniu trudnej decyzji o rozstaniu – „Już dawno ci mówiłam, że faceci to świnie!”
Na szczęście istnieją wyjątki
Mam nadzieję, że niektóre z Was właśnie pomyślały sobie – moja koleżanka reaguje zupełnie inaczej i potrafi otworzyć mi oczy nie tylko na pomyłki innych osób. I Bogu dzięki! Natomiast te, które jednak spotykają się z mało obiektywnym wsparciem, mogą czasem zatrzymać się i przemyśleć, jak ono ostatecznie wpływa na ich życie. I czy nie jest czasem osłoną przed konfrontowaniem się z prawdą. Również z prawdą o sobie. A już najgorzej, jeśli skłania do podjęcia błędnych decyzji.
Przytoczone wyżej obserwacje dotyczą w szczególności życia kobiet, które spotkałam na mniej lub bardziej prywatnym gruncie w ciągu kliku ostatnich lat. Mam cichą nadzieję, że nie jest to grupa reprezentatywna. Co by znaczyło, że nasze przyjaciółki są jednak bardziej świadome znaczenia, jakie ma dla niejednej z nas ich pomoc.
Sama ostatecznie i tak najbardziej cenię sobie rady osób (niezależnie od ich płci), które rzadko stają bezmyślnie po mojej stronie, dają mi do myślenia na własny temat i powodują, że zdecydowanie częściej zmieniam siebie niż partnerów ;).