Podobno współczesnemu mężczyźnie nie można zaufać. Ale to bez znaczenia, bo współczesna kobieta i tak nie ma zamiaru tego robić. Albo jeszcze gorzej – nie jest w stanie tego zrobić. Chyba już nie potrafi. Sama nie wiem, kto w tej sytuacji jest bardziej poszkodowany – ona czy on?

Witkacy do ukochanej. Romantyk, ale jaki konkretny.
Czuły barbarzyńca ;)
Oczywiście żadna kobieta z palca sobie tego braku zaufania do mężczyzny nie wyssała. Ma swoje powody. I nie chodzi tu o argumenty wielce oczywiste typu agresja, zdrada czy brak lojalności. Gdzieś w niej tkwi przekonanie, że facet to drań (nawet, jeśli nie zawiodła się na nim w wyżej wymienionych sytuacjach).
Czujność i życie w stanie permanentnej podejrzliwości
Czego media nauczyły mężczyzn? Czego oni nauczyli nas kobiety? I czego ostatecznie wszyscy dookoła również mnie samą uczą? Oczywiście bać się. Być czujną. I nigdy do końca nie zaufać.
Tak, winą za to obarczam wszystkie przekazy, jakie do nas docierają. Społeczne, kulturalne, medialne. Kiedyś o naszej osobowości i poszczególnych jej cechach decydowało głównie najbliższe otoczenie, w którym urodziliśmy się i dorastaliśmy. Dawniej takie cechy budowało dzieciństwo, wyjątkowo specyficzne wychowanie, figura przywiązania, niewystarczający kontakt z mamą, tatą, błędy, mniejsze lub większe emocjonalne nadużycia. Oczywiście dzisiaj w wielu rodzinach bywa podobnie, jednak czasem zdarza się coś zaskakującego – przechodzisz swoje dzieciństwo idealnie, a mimo to…. nie masz w sobie bezpiecznej bazy. Dlaczego?
Skąd to rozdygotanie?
No właśnie „z ulicy”. Z internetu, z telewizji. Ze społecznego nasiąknięcia przekonaniami (najczęściej błędnymi), że ludzie nie mają już w sobie „wyższych wartości”. Albo jeszcze gorzej – „ludzie są tylko ludźmi”. I wbrew pozorom nie ma w tym zdaniu pokory. Jest raczej rezygnacja, przygnębienie i przyzwolenie na jeszcze większe rozmemłanie. „Jesteśmy słabi i nie próbujmy tego zmienić”. „Mężczyźni są słabi, zaakceptujmy to i nauczmy się z tym żyć”. „Taka jest natura faceta”.
Niestety mam wrażenie, że panowie (przynajmniej niektórzy) na ten wizerunek przystali. Jakby im odpowiadał, rozgrzeszał ich, usprawiedliwiał.
Oboje poszkodowani
Czy to nie jest krzywdzące dla kobiety, która ma z tym mężczyzną tworzyć związek, a może nawet spędzić życie? I czy to jeszcze bardziej nie jest krzywdzące dla mężczyzny, którego po pierwsze sprowadza się do słabo kontrolującego się, owładniętego biologią jaskiniowca, a po drugie, który poprzez to niesprawiedliwe naznaczenie musi wielokrotnie więcej siły włożyć w zdobycie zaufania kobiety, następnie w podtrzymanie tego zaufania, a potem jeszcze przez całe życie ustawiczne, na każdym kroku udowadnianie go?
„Mnie to nie dotyczy. Mam własny rozum”
Mężczyzna myśli, że jest odporny na płynącą z zewnątrz seksualizację i ma własne zdanie. Kobieta, że jej też to nie rusza, a w żadnym wypadku nie zmienia jej myślenia na własny temat oraz na temat mężczyzn – „Może inni tak, ale ja nie dam sobie niczego wmówić. Bilbordy, TV, teledyski, portale internetowe, filmiki, reklamy – mam to gdzieś”.
No niestety. Ale nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele codziennie pozwalasz sobie wmówić. Oczywiście bez świadomej zgody na to. „Własny rozum” już nie istnieje. Po pierwsze, większość zewnętrznych komunikatów działa na nas podświadomie, czyli niezależnie od naszej woli. Po drugie, oczywiście, że odporniejsze psychicznie osoby skutki nasiąkania „społecznymi prawdami” dotkną w mniejszym stopniu. Jednak to nie powinno nas pocieszać. Niby dlaczego mamy czerpać ze swoich zasobów wewnętrznych? Po co stale je zużywać na prostowanie rzeczywistości? Jest milion innych spraw, z którymi musimy się mierzyć.
Przeczytaj „Mężczyzna na poziomie. Na poziomie rozporka”
O tym, na co mężczyźni pozwalają sobie w towarzystwie kobiet.
Komu i dlaczego wszechobecna dziś seksualizacja życia nie służy?
1. Kobieta
- Zaczyna potrzebować, aby mężczyźni postrzegali ją jako seksowną i robi dużo w tym kierunku. Zachowuje się seksownie, ubiera się seksownie i robi wiele dziwnych rzeczy, aby tylko zwrócić i utrzymać ich „męską uwagę” (podobnie jak histrioniczka, choć być może osobowościowo nią nie jest).
Przeczytaj „Związek z seksowną kobietą rzadko się udaje”.
O dziewczynach, które zewnętrznie wydają się bardzo atrakcyjne, a wewnętrznie prawie niezdolne do tworzenia trwałych, bezpiecznych relacji.
- Męczy się czasem bardzo, aby przekonać samą siebie, że jej mężczyzna jest inny niż wszyscy. Bo racjonalnie i statystycznie rzecz biorąc, niby dlaczego akurat on miałby być inny? Dlaczego miałby nie być śliniącym się na widok obcych cycków samcem? (i oby na ślinotoku się kończyło).
- Cały czas wytrwale i od nowa buduje zaufanie do swojego mężczyzny. Zaufanie burzone co chwilę kolejnymi przekazami. Niczym Syzyf toczy kamień uczciwości, prawdomówności, wierności, szacunku do kobiety, wyrażanego w zachwycie nad nią (również jej ciałem, a nie każdym wygiętym ciałem), który co chwilę osuwa się i spada wraz z kolejnym pojawiającym się na horyzoncie bilbordem czy internetowym obrazkiem, z którego wypina się do niego ociekająca seksem dziewczyna, od której z kolei on nie może odwrócić wzroku. „Bo jest facetem”.
2. Mężczyzna
Wasz wizerunek panowie marnieje. Wmawia się nam kobietom, że jesteście słabi. Że nie jesteście zdolni do odpowiedzialności, że uciekacie, kiedy pojawiają się problemy. Że miłość dla Was to seks. Że związek dla Was to koniec wolności, game over. Że nie macie zasad. Że przechodzicie kryzys wieku średniego, w ramach którego macie prawo pozwolić sobie na romans z młodszą. Że potrzebny jest ktoś, kto podbuduje Wasze ego. Że nie ma w Was nawet odrobiny bohaterstwa. Jakakolwiek deklaracja albo nie daj Boże poświęcenie podsumowane jest przez Waszych kolegów krótko – dał się usidlić. Że interesują Was pierdoły. I dla jednej z nich w trzy sekundy jesteście w stanie porzucić wszystko, co budowaliście przez wiele lat. Taki dostajemy przekaz.
Podcinanie skrzydeł
Podobno seks, a dokładniej „goła baba” sprzeda wszystko. Tylko za jaką cenę?
Jak my kobiety to czujemy? Przede wszystkim jesteśmy zmuszone ciągle od nowa odbudowywać nasz obraz mężczyzny (mężczyzny, któremu nie chodzi zawsze tylko o jedno – przecież są jeszcze tacy). Chodzimy rozdygotane, że oto właśnie za chwilę popełnicie jeden ze swoich męskich błędów. Nie ufamy Wam. Patrzymy na Was podejrzliwie. Przeszkadzacie nam otworzyć się i kochać na maksa. Oddać się. Przeżywać orgazmy. Gotować, prać i sprzątać. Śmiać się. Dbać o siebie i o Was. Być w zwykłym, zdrowym związku.
Jak to mawia moja dobra, ale niezwykle rozgoryczona przyjaciółka – „Nie warto, i tak zaraz coś zawali”.
A już największym Waszym przewinieniem jest fakt, że nieświadomie niszczycie dobre związki swoich Bogu ducha winnych kolegów, którzy nie mają nic wspólnego z żadnym z wymienionych wyżej zachowań. Jednak siłą rzeczy ponoszą konsekwencje takiego wizerunku, ponieważ znaleźli się w tym samym worze z podpisem – mężczyzna współczesny.
Nie chcę na to patrzeć. I przykro mi, że wszyscy daliśmy się wkręcić w coś, co nikomu z nas nie służy. Chyba, że tylko tym, którzy na dobrze sprzedającym się seksie zarabiają. Choć oni też są mężami, żonami, partnerami, więc im również służy chyba wyłącznie materialnie. I do czasu.