Najwięcej rozstań przypada na czas letni. Od maja do sierpnia. W piątek i sobotę. Podobno Facebook przeprowadził takie badania. Niby słońce, niby urlopy, niby weekend. Problem w tym, że nie wiadomo, co ze sobą nawzajem począć. Co zrobić? W telewizji nuda, same powtórki. Zwolnienie biegu życia politycznego, nie ma kogo przeklinać. X-factor i Jak oni śpiewają? mają za sobą finałowe odcinki. Słowem sezon ogórkowy.
Już Wam kiedyś pisałam, że najbardziej łączą ludzi wspólne marzenia, sukcesy, radości albo… wspólne porażki, klęski, pokonywanie przeszkód. Byleby nie było ok, byleby nie było neutralnie. Związek nie lubi, kiedy jest po prostu dobrze.
Po ciężkich przemyśleniach i niezwykle „ekscytującej”, spędzonej przez telewizorem sobocie, przychodzi niedziela, poniedziałek i worek – dni, w których dochodzimy do wniosku, że „wypaliło się”, zaczynamy otwierać się na nowe znajomości i decydujemy się na skok w bok. Tyle badania.
Nie wiem, co z nich wynika dalej, ale podejrzewam, że wszystko kończy się optymistycznie – pary, które rozstały się przed wakacjami, wracają do siebie jesienią zanim jeszcze spadną pierwsze liście, bo wiadomo, że z letnich szaleństw zazwyczaj niewiele wynika. Piasek w majtkach i parę fotek w telefonie. Wysypać, skasować, pokornie wrócić.
Oczywiście ze spojrzeniem kota ze Shreka i piosenką na ustach – Kochaj mnie mimo wszystko….
No chyba, że w odpowiedzi padnie – Jeśli zwątpisz choć jeden raz, to choćbyś z pistoletem zaszedł mi drogę, powrotów nie będzie.
PS Przemyślcie to proszę i zróbcie coś zanim uznacie, że „wypaliło się”. Wszystko gaśnie, kiedy się nie dokłada do ognia ;)