PORADY ZWIĄZKOWE - POMOC PSYCHOLOGICZNA - ARTYKUŁY I FELIETONY NIE TYLKO O RELACJACH

Kurtyna w górę, czyli jak zwiększyć szanse na udany związek

Które pary przetrwają i będą szczęśliwe? A które prawdopodobnie rozstaną się? Od czego to zależy? Może Ty też zastanawiasz się, czy za kilka lat nadal będziecie razem. Dziś zwracam uwagę na to, co można zrobić, aby zwiększyć szanse na udany związek.
Jak zwiększyć szanse na udany związek

Zacznę od tego, że tworzenie związku kojarzy mi się z kosmosem. Niby wiemy, czym jest, a tak naprawdę nie mamy pojęcia ani świadomości, co tam się dzieje i dlaczego. Ani gdzie się zaczyna i kończy.

Dlatego postanowiłam wyjaśnić (i przy okazji sama głębiej zrozumieć) choć maleńki fragment tej wielkiej machiny. Związkowej rzecz jasna, niepozaziemskiej. 

Zagadkowe przyciąganie

Kiedyś pisałam już o tym, jak dobieramy się na zasadzie wewnętrznej reguły, z której zwykle nie zdajemy sobie sprawy. Do jednych osób nas ciągnie, a inne odbieramy całkiem neutralnie albo nawet wolimy trzymać się od nich na dystans. 

Słyszę często z ust zakochanych: „Ma coś w sobie. Coś mnie do niego ciągnie”. No cudownie, tylko co takiego nas przyciąga – dobra czy zła siła? Zaznaczam, że w tym pytaniu nie ma nawet odrobimy romantyzmu ani żadnego innego „czary mary”. Same fakty. To, co nas przyciąga, nie jest jakimś tajemniczym przeznaczeniem. Ma swoją konkretną przyczynę.

Przepraszam, że zdejmuję w tym momencie z miłości otoczkę czaru. Jestem jak najbardziej za tym, abyśmy tworzyli cudowną aurę wokół uczuć, ale dopiero kiedy zrozumiemy podstawowy, przyziemny sens wiązania się z drugą osobą. Więc jak to jest?

Są co najmniej trzy powody, dla których wiążemy się z konkretną osobą

Po pierwsze, naciski społeczne (np. pozycja społeczna, religia, pieniądze).
Po drugie, świadome powody osobiste (np. wygląd zewnętrzny, wspólne zainteresowania, jawne cechy).
Po trzecie, nieświadomy pociąg. I właśnie tym ostatnim dzisiaj się zajmuję.

Podobno w pary zwykle dobierają się ludzie, którzy mają braki pochodzące z tego samego etapu rozwoju albo dopełniają się za zasadzie tych braków. Przegapili coś w tej samej fazie, mają kłopoty z tymi samymi uczuciami. Ale oczywiście nie ujawniają ich (może nawet nie są ich świadomi). Te rzeczy nie są na wierzchu, są raczej ukryte.

Oczywiście niektóre cechy, emocje, odczucia są jawne, ale te problematyczne właśnie nie są. Brytyjski psychiatra Robin Skynner mawiał, że emocje te znajdują się „za kurtyną”. Bardzo mi się to określenie podoba. Jest niezwykle trafne.

Euforia dopasowania

Zwykle takie osoby są niesamowicie wzajemnie zafascynowane i mają wrażenie, że bardzo do siebie pasują . Mają te same emocje na wierzchu, i te same za kurtyną. Jednak widzą tylko te na wierzchu. Czują, że mają ze sobą wiele wspólnego, są w jakimś sensie „atrakcyjni”, wręcz stworzeni dla siebie. Gdyby istniało tylko to co jawne, czyli to co zostało już przez nich wstępnie zaakceptowane, byłoby cudownie. Jednak jest jeszcze coś, o czym nie wiedzą.

Żadne z nich nie chwali się, co ma za kurtyną

Nauczyli się już dawno (w swoich rodzinach) nie zauważać tego u drugiej osoby (np. ignorują złość, zazdrość, lęk). Czasem mają jakiś przebłysk i w stanie zakochania może im się ten fragment zza kurtyny u drugiej osoby nawet spodobać (np. kobieta cieszy się, że jej nowy partner jest trochę zazdrosny albo nawet agresywny). O ile właśnie to tylko fragment, który zaraz znowu zniknie z oczu. W końcu jest to również fragment zza swojej kurtyny, który jest zablokowany, i do którego mamy niewielki dostęp. Z jednej strony przerażający, problematyczny, nieakceptowany przez innych, dlatego nauczyliśmy się go tam chować, ukrywać. Z drugiej jednak gdzieś tam pojawia się niewielka nadzieja czy może nawet pragnienie, aby to coś ujawnić i stać się „pełną osobą”.

Szkoda tylko, że pozwalamy sobie na jego okazanie, dopiero kiedy nie mamy już siły trzymać go za kurtyną. Wtedy pojawia się w formie wybuchu, którego nie kontrolujemy. Na przykład kobieta nauczona chować w sobie złość, nie potrafi jej konstruktywnie wykorzystać, obronić się, kiedy trzeba. Na co dzień może wydawać się bierna, miła i nieśmiała. Ale niektórzy wyczuwają w niej tę przyczajoną złość. A partner czy współpracownicy prędzej czy później doświadczą jej bezpośrednio w bolesnej formie. Również bolesnej dla niej samej. Nikt chyba nie jest dumny z nieopanowanego wybuchu, którego potem może się tylko wstydzić.

Wracając do sytuacji w parze. Jesteśmy na etapie, kiedy oboje są zafascynowani przede wszystkim tym, co jawne, pozytywnie wzmacniane, ale też pojedynczymi przebłyskami czegoś, czego oboje w sobie nie dopuszczają. W każdym razie na razie szaleją z miłości.

Dlaczego euforia nie trwa wiecznie? 

Bo nie da się wiecznie zasłaniać kurtynę. Wspólne życie powoduje, że to co ukryte, coraz częściej staje się jawne. Nagle widzimy u partnera słabości, które są również naszymi słabościami. W dodatku niezawinionymi przez nas (ukształtowanymi w środowisku rodzinnym).

Na plus jest to, że możemy być wówczas wyrozumiali (np. w porządku, zrobił awanturę, ale ja też przecież potrafię wybuchnąć). Na minus to, że niestety, o ile dzięki podobieństwu tego, co jawne możemy się wspólnie rozwijać, o tyle przez podobieństwo tego, co ukryte najłatwiej nam jest zatrzymać się w rozwoju (np. zazdrośnicy ograniczą swoje kontakty do zacisza domowego, osoby z zablokowaną złością, zamiast jasno rozwiązywać problemy, będą niszczyły związek ciągłymi roszczeniami, wymaganiami i oskarżeniami). Mówi się zresztą, że od miłości do nienawiści tylko jeden krok. Doskonale to w tej sytuacji widać – mocno się kochają, ale też bardzo mogą się zranić .

Poza tym wysiłek związany z utrzymaniem szczelnie zasłoniętej kurtyny pochłania dużo energii. Nasza psychika musi ciągle mieć się na baczności. Nigdy nie możemy zupełnie się rozluźnić, co powoduje napięcie i zmęczenie. Dodatkowo taki stan może sprzyjać wielu dolegliwościom psychosomatycznym (bóle głowy, napięcia itp.).

Bądźmy świadomi, że nikt z nas nie jest idealnie zapisaną kartą. Zresztą nie wiem nawet, na czym miałby ten idealny zapis polegać. Zatem co powoduje, że mimo takiego układu, jednym się udaje pozostać w trwałym, szczęśliwym związku, a innym nie?

Większe szanse na udany związek mają osoby, które:

1. Są gotowe zajrzeć za kurtynę i przyjrzeć się, co kryje się tam u każdego z nich. Mogą zmierzyć się z chwilowymi przykrościami (wynikającymi np. z jej potrzeby swobody, niezależności, jego braku zaufania, zazdrości, lęku, złości, kontroli).

2. Są gotowe pogodzić się z dyskomfortem odkrycia, że różnią się od własnego mniemania o sobie. Są wyrozumiali w stosunku do tego, co znalazło się za kurtyną i własną, i partnera. Przecież każdy ma jakąś historię życia.

3. Są gotowe szukać pozytywnego rozwiązania, jeśli pojawią się problemy. U niektórych się nie pojawiają. Okazuje się, że te pary o dziwo pozostają szczęśliwe bez zaglądania za kurtynę. Jakby oboje pomagali sobie nawzajem w utrzymywaniu wszystkiego w ukryciu. Choć zwykle jednak ma to swoje konsekwencje. Jeśli ktoś tam nie zagląda, to grozi zaniedbaniem rozwoju. W związku jest wtedy dużo ograniczeń, dużo rutyny, mało swobody, mało zabawy, niewielkie możliwości wyboru. Zatem najlepiej dostrzegać problemy i rozwiązywać je.

4. Nie tyle nie zaglądają za kurtynę, co po prostu niewiele za nią ukrywają. Osoby „zdrowe”.

W najgorszej sytuacji są pary, które mają dużo za kurtyną i w obrębie których oboje odmawiają przyznania, że coś z nimi nie tak. Są bardzo wrażliwi na krytykę. Nie przyjmują informacji o błędach i swoich wadach. Natomiast w najlepszej sytuacji są pary, które mają mało za kurtyną. Przeszły pomyślnie rozwój, ich rodziny były „zdrowe”, mierzyły się z wszelkimi sytuacjami (bez udawania, że nie istnieją).

Wniosek: Związki udają się osobom w miarę „zdrowym” (punkt 4) albo odważnym i gotowym pracować nad związkiem, mimo że nie jest tak kolorowo, jak się wydawało (punk 1, 2, 3). Nie mylić tego ostatniego ze skazywaniem się na cierpiętnicze trwanie w związku np. z osobą uzależnioną czy jawnie agresywną. To akurat ukryte za kurtyną nie jest. Bez cienia w wątpliwości. Niestety.

Jak powiązać sytuacje rodzinne i związkowe?

Już jako dziecko „odcinamy się ” od uczuć, z którymi sobie nie radzimy i zaczynamy je ukrywać przed innymi, również przed sobą. Potem często wybieramy partnerów z podobnymi blokadami. Może się okazać, że przekażemy je jeszcze dzieciom.

Życie składa się z etapów, które musimy przejść. Na każdym z nich przyswajamy kolejne lekcje. Zwykle lekcje z poprzedniego etapu okazują się potrzebne, aby przejść „zdrowo” do następnego.

Nasiąkamy znaczeniami, doświadczeniami. Jeżeli czegoś nie otrzymaliśmy w dzieciństwie, w dorosłości nie będziemy potrafili tego dać. Wykonując pewien wysiłek, pominięty etap można nadrobić później. Może już w inny sposób, ale jednak. Tak przynajmniej powinno być. Problem polega na tym, że niektórzy udają, że nie przegapili żadnego etapu. Ukrywają przed innymi (i przed sobą) fakt, że w jakimś sensie nie udało im się dorosnąć.

Tak wiele od siebie odcinamy. Do pewnych przeżyć trudno przyznać się nawet przed samym sobą. W takim oto stanie wchodzimy w życie. Do pracy, w związek czy w rolę rodzica. Niech nikogo nie dziwi to, co dzieje się potem. Niech nikogo nie dziwi, że tak dużo czasu i wysiłku kosztuje nas znalezienie „odpowiedniego” partnera, stworzenie związku, a w dodatku rozwijanie się w nim.

Bo tu nie do końca chodzi o związek.
Chodzi o składanie siebie „w całość”.

 


Podoba Ci się ten wpis?

Udostępnij go znajomym. A jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach, zapisz się do NEWSLETTERA.

 


Zenbox.pl