Seks na zgodę albo seks z byłym partnerem to dwie nierzadko spotykane praktyki. Ale czy skuteczne? Czy rzeczywiście zmieniają one coś w relacji? W końcu przecież coś nas do nich skłania…
Dobrze wiemy, że seks nie zawsze jest przypieczętowaniem dobrej relacji. Czasem rzucamy się w swoje objęcia, aby się pogodzić albo z intencją ratowania związku. A to i tak tylko dwie sytuacje z wielu, kiedy wykorzystujemy seks w swoich niejasnych celach. Jednocześnie dwie sytuacje, kiedy to z pełną odpowiedzialnością dla dobra związku powinniśmy seksu unikać. A niektórzy z nas paradoksalnie właśnie wtedy najbardziej do niego dążą.
1. Kiedy kłótnia kończy się w łóżku, czyli seks na zgodę
Emocjonalny wybuch, czasem poważna awantura albo zwykłe codzienne nieporozumienia mogą skończyć się w łóżku. W ten sposób sprowokowane współżycie bywa dla niektórych nawet bardzo satysfakcjonujące, choć zwykle tylko na poziomie ciała. Problem przecież nie znika. Na poziomie psychiki zostaje i trwa stan niewyjaśniony.
Kobiety, w związkach których sięga się po tego rodzaju „środki łagodzące”, mówią, że po seksie czują się nieswojo. Czasem wręcz jak osoby wykorzystane. Partner całuje je tkliwie, a one mają poczucie, że nie zostały potraktowane poważnie. Chciałyby, aby ukochany wiedział, że mimo przyjemnego seksu, problem nie zniknął. I nie chcą, aby został on zignorowany. A zwykle jest. Zresztą często po to właśnie do seksu się uciekamy – chcemy rozładować napięcie (również to emocjonalne, zaistniałe w wyniku nieporozumienia), ale też stworzyć pozory „zgodności”, powrotu do normy, co oczywiście utrudnia rozwiązanie konfliktu, ponieważ zamiast konfrontować, daje możliwość uniknięcia zmierzenia się z problemem. Seks jest tu formą ucieczki.
Jeśli sytuacja powtarza się często, kontakt fizyczny zamiast kojarzyć się z przyjemnością, zaczyna kojarzyć się z frustracją, złością. Jak już wspomniałam, problem pozostaje nierozwiązany, a w dodatku pojawia się kolejny – niechęć do współżycia. Przynajmniej u jednej ze stron.
2. Seks po rozstaniu
Seks z byłym partnerem to drugi rodzaj sytuacji problematycznej. Ilu ludzi, tyle historii, jednak w relacjach niektórych moich klientek powtarza się pewna charakterystyczna sekwencja myśli, uczuć i zdarzeń. Otóż kiedy stroną kończącą związek jest mężczyzna, kobieta jeszcze przez jakiś czas próbuje prowokować go do seksu. Oczywiście sytuacja dotyczy pewnej grupy kobiet, które albo pozostają silnie przywiązane, dlatego szczerze potrzebują tego rodzaju bliskości, albo liczą na odrodzenie się uczuć eks-partnera.
Nuda i namiętność w skomplikowanych, toksycznych związkach:
W łóżku pasowaliśmy do siebie wspaniale
A przebieg jest następujący: Spotykają się przy lampce wina, by kolejny raz „porozmawiać”. On ulega jej wdziękom, co z kolei powoduje, że ona zaczyna myśleć – skoro kocha się ze mną, to znaczy, że jeszcze coś do mnie czuje, coś między nami jest! Może i rzeczywiście coś jeszcze jest. I może rzeczywiście jeszcze da się ten związek odratować. Ale nie przez łóżko. Jeśli problem nie leży w alkowie, to go tam nie rozwiązujemy. Po prostu.
I tak oto wraz z upływem czasu owa para rozstaje się na dobre. Niestety.
Proszę o komentarze, jeśli macie inne obserwacje (również komentarze dotyczące mężczyzn i ich podejścia do seksu po rozstaniu).
Dlaczego seks nie naprawia związku? Dlaczego to tak nie działa?
Jak wiemy, prawdziwy związek zaczyna się po wyjściu z łóżka. Współżycie stanowi niesamowicie ważną sferę relacji. Niesamowicie. Sferę, która wiąże się z intensywnymi przeżyciami. Sferę intymną, do której zaprasza się tylko nielicznych. Ostatecznie jednak w całej tej fascynacji seksem chyba trochę przeceniamy jego moc, ignorując jednocześnie inne równie ważne, choć nie aż tak orgazmicznie kojarzone obszary związku – uczucia, porozumienie, współdziałanie, wsparcie, zaangażowanie.
Zauważcie, że seksualność umieszczamy w obszarze popędów, silnie kierujących nami instynktów. Niektórym nawet trudno jest sobie z tą sferą poradzić, opanować ją i kierować. Tymczasem w związku nagle jej niezwykła „moc” słabnie. Współżycie staje się dopełnieniem, a nie podstawą. Niewiele jesteśmy (sobie) w stanie seksem załatwić. A wręcz przeciwnie – jego jakość zależy w dużej mierze od jakości relacji. A jakości psującej się relacji żaden seks nie naprawi. Przynajmniej taka zależność występuje w „zdrowych” związkach.