PORADY ZWIĄZKOWE - POMOC PSYCHOLOGICZNA - ARTYKUŁY I FELIETONY NIE TYLKO O RELACJACH

Niech każdy kieruje tylko swoim życiem

Pomaganie, doradzanie, chwalenie i wspieranie otaczających nas osób nie zawsze jest dla nich i dla nas samych dobre. Bywa po prostu kolejną formą kontrolowania, kierowania i rządzenia nie swoim życiem. Choć najczęściej w dobrej wierze. Niestety takie próby pomagania mogą nie tylko nie spotkać się z wdzięcznością, ale nawet stać się powodem oskarżeń. W najgorszym wypadku skończymy z błędnie przypisaną odpowiedzialnością za czyjeś niepowodzenia i poczuciem winy.Uzależnienie od miłości terapia

Napisała do mnie niedawno kobieta, która jest w trakcie kolejnego rozstania.

Wiele już zrozumiałam. Wiem, że lubię trudne sytuacje, że mam tendencję do wchodzenia w trudne związki. Wiem, że przyświecała mi taka myśl „ja go uszczęśliwię”. Pomaganie komuś, dodawanie mu sił i patrzenie, jak nabiera radości życia i wiary w siebie jest czymś, z czego czerpię satysfakcję. Widzę, jak niepozorny facet zmienia się. Wtedy nie myślę o sobie.


W jej związkach powtarzał się schemat, który polegał na tym, że owa trzydziestolatka zwykle do tej pory wkładała sporo energii w pomoc swoim partnerom (zarówno w jednym, drugim, jak i trzecim związku). Przy niej zmieniali się oni z nieśmiałych i zagubionych w bardziej pewnych siebie, wychodzili na prostą w sferze zawodowej i w wielu innych sferach życia. Natomiast pojawiające się na bieżąco związkowe konflikty ujawniały, że panowie zmieniali nie do poznania również swoją postawę. Nie zamierzali walczyć o związek, a wręcz ostentacyjnie pokazywali swoją przewagę w aktualnej sytuacji.

Co się zadziało?

Jeśli nadmiernie pomagamy, wspieramy, doradzamy partnerowi czy partnerce (w dalszej części tekstu będę używała częściej męskiej formy, czyli „partner”, mając na myśli zarówno mężczyzn, jak i kobiety, z którymi tworzymy związki), to stale wyręczany/wyręczana (np. w poszukiwaniu pracy, urządzaniu mieszkania, zmianie stylu ubierania się, nawet umawianiu się na wizyty lekarskie itp.), czuje się ostatecznie zwolniony/zwolniona z odpowiedzialności za własne życie.

Tak jak pisałam we wstępnie, osoba kierująca, pomagająca czuwa nad wszystkimi sprawami, a jeśli któraś z nich zawali się lub rozczaruje partnera, to właśnie ona sama będzie wszystkiemu winna.

Być może Ty również widzisz u siebie tendencję do wchodzenia w rolę „ratownika”? Być może bardzo Cię to absorbuje? A może ktoś z Twojego otoczenia funkcjonuje w ten właśnie sposób? Za chwilę dowiesz się, jak przywrócić zdrowe, czyli nie wykraczające poza granicę naturalnej życzliwości „proporcje pomagania”.

Co znaczy zrezygnować z kierowania i rządzenia?

1. Przestać stale pomagać, ratować, doradzać, organizować

Obserwując takie praktyki z boku, możemy zadać sobie pytanie – komu bardziej zależy? Komu bardziej zależy, aby zmienić swoją pracę, jechać, załatwić, kupić, odebrać itd.? Odpowiedź wyjaśnia wiele.

2. Przestać dopilnowywać, czuwać, kontrolować

Jeśli pamiętasz o wszystkim i myślisz za partnera, on już nie musi tego robić. Zwalniasz go z odpowiedzialności. I niestety automatycznie przypisujesz ją sobie, co oznacza, że możesz być w przyszłości rozliczana z nie swoich spraw, nie swoich obowiązków. Od dziś jednak możesz to zmienić. Możesz przestać myśleć i przejmować się za kogoś.

3. Unikać popierania, chwalenia

Chwalenie, zachwycanie się, wyrażanie swojego podziwu i dumy, czyli różnorakie sposoby „wspierania” również mogą przybrać formę kierowania czyimś życiem – takiego motywowania, wzmacniania partnera, aby postępował zgodnie z Twoim zamierzeniem. Przyznasz, że jest w tym coś z manipulacji? Oczywiście rzadko kto tak to interpretuje. Przecież mamy dobre intencje. Chcemy zauważać mocne strony ukochanego/ukochanej, podnieść na duchu, wzmocnić jego/jej poczucie wartości.

Wielokrotnie takie zauważanie czy nawet wyolbrzymianie sukcesów jest rzeczywiście wzmacniające, ale może być też obciążające, trudne do udźwignięcia, do sprostania przez partnera w przyszłości. Oczekiwania wzrastają. Poprzeczka się podnosi.

Niech każdy ma możliwość poczuć dumę z własnych osiągnięć, niekoniecznie tych zauważonych czy wyolbrzymionych przez partnera. No i unikajmy każdej formy „manipulacji”, nawet (a może zwłaszcza) tej wyrażanej pozytywnie, przed którą tak trudno się obronić. Może nam w tym pomóc odróżnienie potrzeb i celów swoich od potrzeb i celów partnera. 

4. Przestać obserwować

Bardziej niż życiem partnera zajmować się swoim. Niech sam bierze odpowiedzialność za swoje problemy, ale też za swoje zasługi i sukcesy. Przekierować swoją uwagę przede wszystkim na siebie.

5. Oderwać się, czyli nie wtrącać się w jego decyzje, zachowania, uczucia

Niektórym wydaje się to nie do wykonania. Mówią: No jak to? Jesteśmy parą. Obchodzą mnie jego sprawy. One też wpływają na mnie, na nas, na nasze małżeństwo.

Owszem, ale jeśli chcesz mieć odpowiedzialnego partnera, takie postawy, to podstawa. Trzeba zachować odrębność, aby móc „zdrowo” coś współtworzyć. Już nawet dziecko uczymy ponoszenia konsekwencji za swoje zachowania, starając się nie chronić go nadmiernie, nie oszczędzać mu „cierpień”, zdjąć klosz. A cóż dopiero partner. Dorosły mężczyzna. Dorosła kobieta.
kocham za bardzo terapia

Jak powstrzymać się od kierowania nieswoim życiem? Jak to zrobić w praktyce?

1. Nie mówić i nie robić nic

Jakie to trudne. Przecież wystarczyłoby wziąć sprawy w swoje ręce, a sytuacja partnera szybko uległaby poprawie. Tymczasem biedak musi się męczyć. Wszystko trwa dłużej. Jednocześnie pewnie wpływa to negatywnie na Was oboje jako parę, na Wasz związek. Tym bardziej ciągnie Cię do zabrania się za to samodzielnie. A tu trzeba siedzieć cicho i bezczynnie. Męka.

2. Stłumić strach

Punkt pierwszy może mieć szansę realizacji, o ile możesz skonfrontować się z myślami, co może spotkać partnera i Wasz związek, jeśli nie pokierujesz wszystkim tak, jak trzeba. Cała sztuka polega na uspokojeniu się, pozwoleniu, aby sytuacja rozwijała się bez Twojego udziału, ale i bez Twojej paniki czy przerażenia w tle.

Jak odpuścić? W jaki sposób darować sobie czuwanie nad wszystkim? Wymaga to sporej pracy, ale oczywiście jest do zrobienia.

3. Trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość

Może się okazać, że partner bierze odpowiedzialność i całkiem dobrze sobie radzi bez Twojej ingerencji w jego życie. A może zdarzyć się też, że sytuacja ta tak obnaży rzeczywistość, że zaczniesz wreszcie wiele spraw zauważać.

Oto właśnie widzisz, jak bardzo wszystko nie gra, kiedy nie kontrolujesz tego stale. Wymienię kilka bardzo różnych przykładów zachowań, które mogą się pojawić w zależności od tego, co stanowi problem w danej relacji. Okazuje się na przykład, że partner naprawdę ma problem z alkoholem i sam nie potrafi tego kontrolować albo uzależnił się od gier, albo nie liczy się na co dzień z Tobą. Bez upominania go i pilnowania, wraca kiedy chce, robi, co chce. Nie potrafi sam przygotować się do spotkania, jeśli sama nie uprasujesz mu koszuli albo nie doradzisz, w co ma się ubrać. Nie odbiera dziecka z przedszkola. Zawala codzienne sprawy. A może ma jakieś skłonności, które sobie tłumaczysz wieloma sprawami (wpływ dzieciństwa, trudne doświadczenia, „taki już jest” itp.). A być może wyjdą „na wierzch” dużo poważniejsze sprawy. W każdym razie to, czego pilnowałaś, co trzymałaś w ryzach, może zawalić się, kiedy odpuścisz sobie kontrolowanie i kierowanie wszystkim.

Jeśli przestaniesz uzależniasz swoje szczęście od zmiany, która ma zajść u partnera, to już jest wejście na dobrą drogę.

 

Zobacz artykuł: Kochać za bardzo – co to znaczy?

 

Co daje powstrzymanie się od kierowania?

1. Oszczędzasz energię, którą możesz teraz przekierować na siebie

Nawet gdyby okazało się, że partner postanawia odejść, unikniesz tak często spotykanego scenariusza i komentarza do niego: Tak wiele mu od siebie dałam, tak bardzo go wspierałam, a on odwdzięcza mi się, odchodząc i zostawiając mnie z niczym – praktycznie bez środków do życia, wycieńczoną, zaniedbaną, bo wszystko było dla niego.

2. Unikasz stałego poczucia bezsilności (ciężko zmienić kogokolwiek poza sobą)

Nie jesteś co chwilę niespokojna, bezradna, wściekła. Co ostatecznie powoduje, że już nie pomniejszasz stale szacunku do siebie.

3. Oddajesz mu odpowiedzialność. Niech on kieruje swoim życiem, a Ty swoim

Tylko wtedy możecie starać się tworzyć w pełni zdrowy związek. Robin Norwood, która przez lata zajmowała się kobietami będącymi w podobnym położeniu, ubiera to w zgrabne zdanie:

Pamiętaj: jeśli ty będziesz powodem, dla którego zrezygnuje ze swojego postępowania, to również ty będziesz powodem, że do niego wróci.

I dalej:

Ostrzegam ich oboje, że przyjdzie dzień, kiedy w jakiejś ostrej wymianie zdań powie do niej: „Przestałem dla ciebie i co? I tak nigdy nie jesteś szczęśliwa, to po co ja mam się wysilać?” Wkrótce będą rozdarci przez te same siły, które teraz zdają się ich łączyć.

terapia par i małżeństw

Pierwsze reakcje na zaprzestanie kierowania

Zmienia się układ, który do tej pory mimo wysokich kosztów, był dla obu stron w jakiś sposób wygodny. Jedno z nich dostawało osobistą opiekę nad swoimi sprawami, drugie trzymało wszystko w garści. Nagle okazuje się, że nie ma osoby, która by kierowała. Co się wówczas dzieje?

1. Partner/partnerka może wpaść w złość

Oczywiście mowa o osobie, której codzienne funkcjonowanie było do tej pory wspomagane. Złość wynika ze strachu przed odpowiedzialnością. Jak długo partner rozgrywał swoje problemy z Tobą (składał obietnice, niby starał się, zaczynał od nowa, poddawał się Twojemu kierowaniu), czyli na zewnątrz, nie mógł próbować rozwiązywać ich wewnątrz, z samym sobą. To jest dla niego trudne. A w tym momencie być może wręcz przerażające.

2. Partner/ partnerka może zarzucać Ci obojętność

Powie na przykład: „Nie obchodzę cię ja, nie obchodzi cię nasz związek”; „Zmieniłaś się, przestało ci zależeć”.

3. Możesz uznać, że w Wasz związek wkradła się nuda

Partner będzie rozczarowany a nawet zły. A co z Tobą? Nie ma już gierek, nie ma przymilania się, motywowania albo rozkazywania. Nie masz, o co się starać, o co walczyć, nie masz w czym się spalać. Dałaś sobie z tym wszystkim spokój i okazuje się, że jakoś tak pusto i nudo się zrobiło. Emocje przycichły.

Jeśli w Twoim świecie uczucia, więź istnieje dopiero, kiedy „coś się dzieje” (starania i męczące dążenia, aby go zmienić), możesz zacząć panikować, a w konsekwencji próbować tę „więź” ratować. Jak? Wracając ponownie do kierowania. Niech nuda będzie dobrym znakiem. Niech nuda oznacza w tym momencie dobry kierunek zmian.

4. Możesz mieć pokusy, aby „wracać do gry”

Tak jak wspomniałam w punkcie trzecim, pokusy prawdopodobnie będą. I tu jest miejsce na wypełnienie pustki, która pojawia się po odstąpieniu od kierowania. Czym innym zająć się, jeśli nie pilnowaniem życia partnera? Zaoszczędzoną energię przekieruj na taką pracę nad sobą, aby nie wracać do dawnego schematu, a może nawet wcale go już nie potrzebować.

5. Osoby z Twojego otoczenia mogą zacząć krytykować Twoją postawę

Możesz usłyszeć: Jak to? Przecież jesteś jego żoną! Nie obchodzi cię, że on… itd.

Nie daj się sprowokować. W tej sytuacji najlepiej wcale nie wdawać się w dyskusję. Najważniejsze, abyś nie uległa wpływom tych głosów i nie wzbudziła w sobie poczucia winy, które spowodowałoby powrót do dawnych schematów.

Bądź dla siebie dobra. Czasem najtrudniejszym do pokonania krytykiem, jest ten, który siedzi w nas samych.

Budowanie zdrowych relacji

Opisane przeze mnie uwalnianie się od nawyku kierowania innymi ludźmi, zwłaszcza swoim partnerem, w największym stopniu dotyczy osób, będących w trudnych związkach (z osobami uzależnionymi lub mało odpowiedzialnymi).

Chodzi głównie o dwie sprawy:

  • wyrwanie osoby „pomagającej” z błędnie przypisanej sobie funkcji, która zwykle wprowadza tylko powierzchowne, doraźne zmiany, a wyniszcza ją samą;
  • skonfrontowanie osoby do tej pory „wspieranej” z konsekwencjami swoich własnych decyzji, zachowań oraz oddanie jej odpowiedzialności.

Granica wspierania istnieje. Społecznie wzmacniane oczekiwanie, aby poświęcać się dla potrzebującego partnera, dziś już coraz częściej poddawane jest racjonalnemu rozeznaniu.

Oby tylko nikt z nas nie spędził swojego życia w tak trudnym układzie, i oby żadna z moich klientek nie musiała wygłaszać w chwili rozstania: Tyle dla niego zrobiłam, a on odchodzi… 

 

Marzena Lipka

 


Podoba Ci się ten wpis?

Udostępnij go znajomym. A jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach, zapisz się do NEWSLETTERA.

 


Zenbox.pl