Myśli i przewidywania mogą nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością. Niby oczywiste. Ale jak to rozpoznać? Jak rozróżnić, co jest ważne, prawdziwe, a czym nie warto zaprzątać sobie głowy? Czy można w ogóle zwracać uwagę tylko na to, co istotne, nie martwiąc się czymś, w czym nie ma najmniejszego zagrożenia, skoro pojawiają się w nas takie, a nie inne myśli, emocje, obawy?

Praca nad emocjami i myślami
Myśli i emocje przeplatają się. Myśli wywołują pewne nastroje, a określone nastroje prowokują do snucia konkretnych myśli. To, co tylko wydaje nam się być zagrażające, powoduje prawdziwy lęk, prawdziwe blokady, prawdziwe ograniczenia. Ostatecznie – nieprawdziwe zagrożenie wywołuje prawdziwy problem.
Rozplątywanie swoich myśli i odkrywanie powiązanych z nimi emocji (zauważanie tych związków), pomaga zrozumieć, czego doświadczamy, a następnie przerwać błędne koło.
Myśl to nie fakt
Większość myśli, które nas dręczą, bardziej opiera się na negatywnych uczuciach niż bieżących doświadczeniach. Skąd te uczucia? Dlaczego ufamy im bardziej niż faktom?
Jeśli coś jest w Tobie zakotwiczone, to jest jakby częścią Ciebie. Nie podajesz tego w wątpliwość. Na początku jest to jedyne znane Ci doświadczenie, więc „staje się” rzeczywistością czy też jest uznawane za rzeczywistość. Wszystko, co pojawia się jako nowe, może zostać przeanalizowane, sprawdzone pod kątem tego, czy się z tym zgadzasz, czy decydujesz się to przyjąć, uznać jako prawdziwe. Natomiast te pierwsze wewnętrzne przekonania, które kształtowały się w momencie, gdy było za wcześnie, żeby poddawać je świadomej analizie, zostały przyjęte jako niepodważalne fakty.
Może i były prawdziwe w danej sytuacji. Może były sposobem poradzenia sobie z sytuacją. Jednak dzisiaj mamy inny czas, inne okoliczności, innych ludzi wokół siebie. Nasze myśli, przekonania i płynące z nich emocje, a potem zachowania nie przystają do aktualnej rzeczywistości.
Dla przykładu, nie musimy martwić się o wierność swojego partnera, bo on nie jest żadną z osób, które kiedyś nas zawiodły. Nie musimy być czujnymi osobami, bo nie czyha na nas żadne zagrożenie. Nie musimy upewniać się milion razy, zanim zdecydujemy się na jakiś krok, bo ewentualny błąd niczym nam nie grozi, nie jest końcem świata, doświadczenie porażki jest tylko jednym z miliona doświadczeń, które niczego nie przesądza.
Choć być może niektórym z nas do dziś towarzyszy „dawne” myślenie, możemy je zmienić. Nowe doświadczenia pomogą stworzyć bardziej adekwatną reprezentację rzeczywistości. Dawne czasy albo może nawet zupełnie niedawne przeżycia nie muszą nas zatrzymywać, blokować, zniewalać. Przeszłość nie musi zniekształcać teraźniejszości i przyszłości.
Myśli, uczucia, zachowania i wspomnienia wpływają na siebie wzajemnie, tworząc naszą mentalność. Jeśli nie mieliśmy wielu pozytywnych doświadczeń, musimy nauczyć się oddzielać swoje negatywne emocje od faktów. Gra warta świeczki.
Niech dobrym początkiem będzie dla każdego z nas rozpoznanie przejawów zniekształconego myślenia.
Przejawy zniekształconego myślenia:
- wyciąganie pochopnych wniosków, czytanie w myślach, zakładanie pewnych rzeczy (np. Kiedy człowiek sam sobie przeszkadza);
- bezzasadne układanie negatywnych scenariuszy (np. Negatywne scenariusze na stos!);
- podążanie za skrajnymi myślami np. „wszystko albo nic”;
- wygłaszanie ogólnych stwierdzeń, generalizowanie, interpretowanie pojedynczej porażki jako zapowiedzi pasma nieszczęść (np. Trzy sposoby na zmarnowanie przyszłości);
- obwinianie siebie z powodu rzeczy, za które nie ponosimy odpowiedzialności (np. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś; Niech każdy kieruje tylko swoim życiem; Więźniowie konsekwencji);
- skupianie się na negatywnych myślach, „odfiltrowywanie” pozytywów (np. Koniec wzdychania);
- wyolbrzymianie ryzyka, które miałoby prowadzić do negatywnego przebiegu zdarzeń (na podstawie: Chris Taylor, 2016).
Na koniec muszę szczególnie podkreślić jedną sprawę: Zmiana podejścia nie zakłada, że nagle staniemy się życiowymi optymistami. Zresztą nie jest to w żaden sposób celem. Chodzi raczej o „normalność”, o to, żeby nasza ocena była adekwatna do sytuacji, ale też, żeby osiągnąć wewnętrzny spokój oraz nabrać zrozumienia dla wszystkiego, co się z nami dzieje. A czasem nawet mimo utrzymującego się w nas zewnętrznego sprzeciwu, osiągnąć wewnętrzną akceptację, która może wynikać choćby z tego, że „już wiem, wiem, co się ze mną dzieje, już to rozumiem”.
Być może długo jeszcze pierwsza myśl i pojawiająca się wraz z nią emocja będą wyprzedzały fakty, ale ich interpretacja będzie już zupełnie inna. Będzie opanowana.